Co ma wspólnego lotnicza katastrofa, w której giną ludzie, ze skręconą kostką spadochroniarza? Obie sprawy musi rozpatrzyć Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Badaniu Komisji podlegają wszelkie zdarzenia z udziałem latających maszyn. Nawet takie, w których nikomu nic się nie stało, a straty materialne są minimalne. Gdy lądujący szybowiec lekko się porysuje, bo złoży mu się przednie kółko, Komisja ma obowiązek wkroczyć.
Gdy spadochroniarz skręci kostkę lądując w kreciej dziurze, która wyrosła na lądowisku, Komisja musi działać. Łącznie takich zdarzeń do rozpatrzenia PKBWL ma w roku ok. tysiąca, a z każdym rokiem ich liczba - wraz z rozwojem lotnictwa w Polsce - się zwiększa.
W zeszłym roku poważnych wypadków, w których zginęło siedem osób, było ledwie 76. Reszta to przeważnie drobiazgi.
Tyle spraw, a komisja taka mała
Być może nie byłoby w tym nic absurdalnego, wszak bezpieczeństwo najważniejsze, gdyby nie liczebność Komisji. Otóż jej członków - obsługujących całą Polskę - jest... 14.
Nic więc dziwnego, że badanie nawet poważnych katastrof, jak wypadek cessny w Krakowie, musi zajmować sporo czasu.
Od tego roku może będzie jednak lepiej. Ministerstwo Infrastruktury, któremu podlega Komisja, zdecydowało bowiem o powiększeniu grona ekspertów.
Będzie ich... piętnastu.
Źródło: tvn24