Po zamieszaniu z listą leków refundowanych może się okazać, że minister Bartosz Arłukowicz siedzi na kolejnej tykającej bombie. Pada bowiem projekt za 712 mln zł z środków unijnych, który miał przynieść informatyczną rewolucję w administrowaniu służbą zdrowia. Zamiast cyfryzacji jest śledztwo - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Na platformie gromadzącej dane medyczne mieli skorzystać lekarze i pacjenci. Ci pierwsi mogli uzyskać m.in. dostęp do danych medycznych pacjenta bez względu na czas i miejsce przebywania oraz szybszy dostęp do historii choroby, drudzy - mieli rejestrować się online, korzystać z e-recept, mieć dostęp do wyników badań.
Jednak projekt za 712 mln zł, za który odpowiada Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, może skończyć się wielką klapą. Ostatnia, wciąż trwająca kontrola – tym razem prowadzona przez Władzę Wdrażającą Programy Europejskie – wykazała nieprawidłowości i opóźnienia w jego realizacji.
Bardzo krytyczny wobec CSIOZ był także raport Najwyższej Izby Kontroli. Wytykała ona CSIOZ opóźnienia (do 2008 r. miała powstać możliwość internetowego umawiania wizyt, system taki nie powstał w ogóle), nieprawidłowości przy przetargach (konflikt interesów, umowy z wolnej ręki, które powinny być prowadzone w ramach konkursów), brak pracowników merytorycznych, którzy by mogli monitorować projekt informatyczny.
Bez przetargu, z wolnej ręki
Nieprawidłowości w przetargach potwierdzają także dokumenty z Urzędu Zamówień Publicznych. W ostatnim raporcie UZP, urząd zarzuca, że CSIOZ w ogóle nie miał prawa w przypadku zamówienia na 327 tys. z firmą doradczą Milstar dokonywać zamówień z wolnej ręki.
Urzędnicy odrzucili obszerne wyjaśnienia dyrektora CSIOZ, w których się tłumaczył, że cena nie wymagała zamówienia konkurencyjnego. Urząd zamówił biegłego, który potwierdził, że CSIOZ nieprawidłowo ogłaszał zamówienia.
Kontrakt z Milstar nie jest jedynym, który został podważony. Z kontroli Ministerstwa Zdrowia wynikało bowiem, że CSIOZ zawarł 20 umów na ekspertyzy za blisko 900 tys. złotych i przy żadnej nie prowadził postępowania o udzielenie zamówienia publicznego. Okazało się, że ceny były specjalnie zaniżane, aby CSIOZ mógł ominąć ustawę Prawo o zamówieniach publicznych.
W efekcie wyjaśnień od Ministerstwa Rozwoju Regionalnego (odpowiada za projekty unijne, a takim jest ten dotyczący platformy medycznej - red.) zażądała Komisja Europejska. A resort wezwał na dywanik szefa CSIOZ Leszka Sikorskiego.
Kiedy Sikorski próbował wyjaśnić zarzuty stawiane przez resort zdrowia posunął się – jak zarzuca mu jeden pracownik – do fałszerstwa. Miał rzekomo sfabrykować podpis jednego z pracowników, mający poświadczyć wycenę jednego z projektów. Pracownik ten złożył już w tej sprawie doniesienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez swojego przełożonego.
Ministerstwo nie reaguje
Na razie resort zdrowia nie podjął w sprawie CSIOZ żadnych kroków. - Ministerstwo wie, że siedzi na tykającej bombie i będzie się musiało tłumaczyć, co się stało z projektem za blisko miliard złotych. Ale nic nie robi. Jedynym, kto mógłby zareagować, jest nowy minister. Ma jeszcze szansę – mówi jeden z byłych pracowników CSIOZ.
Resort zdrowia pytany przez gazetę, dlaczego nie reaguje, stwierdził, że sprawa jest tak skomplikowana, iż trzeba "przeprowadzić dodatkowe konsultacje".
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24