Były już taksówki, które woziły klientów za horrendalne stawki za kilometr, teraz czas na kantory, które czyhają na turystów chcących wymienić euro. Na zewnątrz kusi atrakcyjna cena sprzedaży europejskiej waluty, w środku skutecznie schowana cena kupna - czyli ta, która najbardziej interesuje klientów chcących zamienić euro na złotówki - cena często kilkadziesiąt procent gorsza niż w innych punktach.
Reporter "Prosto z Polski" udający zagranicznego turystę wybrał się do jednego z takich kantorów. Chciał wymienić 50 euro. Przed wejściem tablica informowała "EUR: 4,00 zł", więc spodziewał się dostać około 200 złotych. Tymczasem zobaczył tylko 143 zł. - Sprzedajemy za 4 zł, cena skupu jest inna – tłumaczą w takich sytuacjach kasjerki.
Dawał 3,10 zł za euro. Powiedziałem mu, że jest nienormalny. To jest nienormalne w innych kantorach dostane 3,80 albo nawet 3,90. To jest chamstwo Gerhard Arendt, turysta z Niemiec
Sieć oplata cały świat
Kantory tej sieci można znaleźć w kilku krajach na dwóch kontynentach. W Polsce jest dziewięć placówek - z reguły w centrach turystycznych miast, tam gdzie chodzi wielu turystów.
Reporter "Prosto z Polski" nie był jedynym klientem, który dał się oszukać. - Dawał 3,10 zł za euro. Powiedziałem mu, że jest nienormalny. To jest nienormalne, w innych kantorach dostanę 3,80 albo nawet 3,90. To jest chamstwo – oburza się Gerhard Arendt, który do Gdańska przyjechał z Niemiec.
Awantury na codzień
Turyści, którzy czują się oszukani, próbują odzyskać pieniądze. Często dochodzi do awantur.
- Kłótnie z klientami, szczególnie tymi z zagranicy, tutaj są na porządku dziennym. Kilka razy dziennie dochodzi do takich sytuacji. Kilka razy w tygodniu pojawia się policja, ochrona prawie że codziennie. Już zdążyłem się z nimi zaprzyjaźnić – opowiada Ryszard Biskupski, który pracuje w sąsiedztwie kantoru na Starym Mieście w Gdańsku.
Skargi, ale gdzie?
Skargi klientów zauważył też NBP, który po kontroli sieci stwierdził, że stosuje się tam praktyki "niezgodne z dobrymi obyczajami".
Co na to pracownicy kantoru? Przy próbie protestu od razu grożą wezwaniem ochrony, w najlepszym wypadku odsyłają do kierownictwa.
Adres siedziby polskiego biura można znaleźć na jej stronie internetowej. Na miejscu zaskoczenie. – To jest zupełnie inna firma – mówią pracownicy biura.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24