Raport będzie, jak obiecał w czwartek Donald Tusk, 29 lipca, bo nie dotrzymanie tego terminu kosztowałoby szefa rządu zbyt wysoką cenę polityczną - oceniał w "Faktach po Faktach" w TVN24 Ludwik Dorn, który nie ma wątpliwości, że raport "zmieni oś kampanii wyborczej". Co do tego nie był przekonany natomiast Ryszard Kalisz, który zauważył, że "jeżeli polski rząd jest tak sprawny, jak tłumacze, którzy siedzą nad tymi dokumentami, to woła to o pomstę do nieba".
W czwartek szef rządu zapowiedział, że najpóźniej 29 lipca opublikowany zostanie raport przygotowany przez komisję, którą kieruje minister Jerzy Miller dotyczący okoliczności i przyczyn katastrofy smoleńskiej. CZYTAJ WIĘCEJ
"Coś na rzeczy"
- Rząd dotrzyma terminu 29 lipca, który Tusk obiecał, bo inaczej poniósłby zbyt duże polityczne koszty, gdyby tego nie zrobił - ocenił Ludwik Dorn z PiS.
Dodał jednak, że liderowi Platformy przyszło to z wyraźną trudnością i w związku z tym "coś musi być na rzeczy." - Musimy zrozumieć, że bez opozycji "z lewa i z prawa" nawołującej rząd do publikacji raportu, nic by się z premiera nie wydobyło. Takie jego zachowanie sugeruje więc, że przez ostatnie tygodnie coś się wokół tego dokumentu działo, ale nie wiem, co to miałoby być - sugerował polityk.
Jego zdaniem "rzetelność" raportu przesądzi o tym, jak duże znaczenie sprawa katastrofy smoleńskiej znów zyska w czasie kampanii wyborczej. Zwłaszcza, że dwa raporty w tej sprawie już się ukazały.
"Jeśli rząd tak sprawny jak tłumacze...."
Ryszard Kalisz odpowiadał, że jego zdaniem, każdy już wyrobił sobie zdanie na temat katastrofy, więc raport niczego w sferze polityki nie zmieni.
Kalisza dziwi jednak coś innego. Prace nad raportem trwają ponad rok i jedną z linii obrony rządu w tej sprawie jest kwestia poziomu skomplikowania języka lotniczego i technicznego, z jakim stykali się polscy politycy i eksperci pracujący nad nim.
Musimy wiedzieć, że ktoś osobiście ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. Zrzucenie winy na jakiś departament albo jednostkę w resorcie lub administracji tylko rozmyje winę. Kalisz fpf
- Jeżeli polski rząd jest tak sprawny, jak tłumacze, którzy siedzą nad tymi dokumentami, to woła to o pomstę do nieba. Wiem, że w kancelariach kilkusetstronicowe dokumenty w językach obcych tłumaczy się najwyżej kilka dni. Nie rozumiem, skąd tyle niejasności czy problemów - mówił Kalisz.
"Powinny zostać wskazani odpowiedzialni, z nazwiska"
Dla polityka lewicy data 29 lipca nie jest jednak aż tak istotna. - Raport mógłby się ukazać później. Dla mnie ważne jest po prostu to, żeby był profesjonalny i wskazywał, co czynić, by taka tragedia nie powtórzyła się w przyszłości - dodał.
Za tragedię muszą też odpowiedzieć konkretni ludzie. - Musimy wiedzieć, że ktoś osobiście ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. Zrzucenie winy na jakiś departament albo jednostkę w resorcie lub administracji tylko rozmyje winę - zakończył.
Rząd zbija kapitał na ofiarach
Politycy odnieśli się też do działań rządu w kontekście tragicznych w skutkach burz i nawałnic nawiedzających Polskę w ostatnich tygodniach.
Ludwik Dorn stwierdził, że nie mając do czynienia z kryzysem ogólnopolskim, a jedynie regionalnym nie ma potrzeby, by rząd zbierał się na spotkaniach kryzysowych. Kalisz powiedział wprost, że dla niego działania Platformy w tym względzie to czysty polityczny PR. - Prowadzi te spotkania bez krawata, od razu widać, że to PR - stwierdza. - No, ale niech ma - wtóruje mu Dorn, dla którego działania Platformy są o tyle zrozumiałe, że stanowią element jej kampanii wyborczej.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24