Wielka Brytania dała sobie radę z pseudokibicami, damy i my – powiedział w "Jeden na jeden" Joachim Brudziński, minister spraw wewnętrznych i administracji. – Rozwiążemy ten problem – zapewnił.
W czasie niedzielnego meczu Lech Poznań - Legia Warszawa z trybuny zajmowanej przez kibiców poznańskiej drużyny na murawę poleciały race i świece dymne. Sędzia przerwał zawody, piłkarze opuścili murawę. Sympatycy Lecha zaczęli napierać na ogrodzenie i po chwili kilkudziesięciu z nich pojawiło się na boisku.
Jak poinformowała policja, zatrzymanych zostało 17 osób.
Brudziński: policja powinna wrócić na stadiony
Szef MSWiA powiedział, że w podległym mu resorcie dokonywany jest przegląd rozwiązań, jakie wprowadzono w Wielkiej Brytanii w latach 90., dzięki którym udało się skończyć z zadymami w czasie meczów. Podał, że we wtorek zwołana została Rada Bezpieczeństwa Imprez Sportowych z udziałem przedstawicieli policji, Ekstraklasy i PZPN. Kolejne spotkanie zaplanowano na środę.
– Po tych wydarzeniach, które miały miejsce w Poznaniu, jest już absolutny konsensus i zgoda - bo granica została przekroczona - żeby tą sprawą się zająć – oświadczył. Ocenił, że policja powinna wrócić na stadiony.
Pytany, czy poparłby zakaz opraw meczowych, Brudziński odparł, że "nie będzie się za tym opowiadał". Zastrzegł, że godzi się na oprawy, ale bez pirotechniki. Dopytywany o tak zwane sektorówki - flagi wielkoformatowe - stwierdził, że policja rekomenduje wprowadzenie ich zakazu jako jeden z elementów, który "mógłby pomóc". Dodał, że polskie prawo zezwala dzisiaj kibicom na wykorzystywanie w czasie meczu takich flag, o ile "nie ma na nich napisów obraźliwych, rasistowskich". – A jednak takowe czasami, a nawet często się pojawiają – przyznał.
Z racami "muszą sobie poradzić kluby"
Stwierdził, że z problemem przemycania na stadion rac "muszą sobie poradzić kluby, PZPN". Podkreślił, że w Poznaniu na bramkach bezpieczeństwa zatrzymano bardzo dużo środków pirotechnicznych, "jednak wniesiono kilka (...) świec dymnych", które "stworzyły wrażenie i stworzyły realne zagrożenie".
Brudziński dodał, że w przypadku finału Pucharu Polski z 2 maja na Stadionie Narodowym, "mówimy o kilkuset, czy tysiącach nawet, przemyconych środkach pirotechnicznych". – I to już nie sami kibice to wnieśli. Wszystko na to wskazuje, że były zaangażowane firmy kateringowe, było ciche przyzwolenie organizatora na wniesienie tej pirotechniki. No i doszło do tego, że ludzie - idioci - zaczęli strzelać do siebie – mówił.
Brudziński: kary powinny być surowsze i bezwzględnie egzekwowane
Minister powiedział, że obowiązująca ustawa umożliwia karanie za łamanie prawa na stadionach, tylko - jak powiedział - "jest brak egzekucji".
– Prosty przykład: rekomendacja Taylora (dokument sporządzony przez brytyjskiego lorda Petera Taylora po tragedii na Hillsborough w 1989 roku - red.), później zielony przewodnik, rekomendacje dla stewardów na stadionach brytyjskich spowodowały to, że żaden kibic angielski po pierwsze nie odważy się stanąć na krzesełku, po drugie nie może zająć innego miejsca niż to, które ma wskazane. A u nas tu jest wolna amerykanka – powiedział.
Oświadczył, że kary za przestępstwa stadionowe w Polsce powinny być surowsze i "bezwzględnie egzekwowane".
– Rozwiążemy ten problem – oświadczył Brudziński. – Dali radę Anglicy, damy i my.
Obywatele RP? "Piłka jest po stronie sądu"
Brudziński był pytany o wniosek swojego poprzednika Mariusza Błaszczaka, który domagał się ustanowienia zarządu przymusowego w Fundacji Wolni Obywatele RP. Nie odpowiedział, czy podpisuje się pod wnioskiem, stwierdził jedynie, że "dzisiaj piłka jest po stronie sądu". – Skoro żyjemy w demokratycznym państwie prawa, niech sąd o tym zdecyduje – uznał.
Oświadczył, że jako uczestnik legalnych demonstracji "był świadkiem zdarzeń wywołanych przez tak zwanych Obywateli RP, które w sposób oczywisty z jednej strony łamały obowiązujące prawo", a z drugiej przedstawiciele tej fundacji nawoływali do łamania prawa.
Autor: pk//rzw / Źródło: TVN24, PAP