Finał historii chorego na mukowiscydozę Jasia. Chłopcu groziła deportacja, a potem wychowanie u rodziny zastępczej. Teraz jednak wrócił do matki - taką decyzję wydał sąd w Lublinie.
Konsekwencją tego postanowienia jest, że dziecko pozostaje przy swojej matce, Białorusince - poinformowała rzeczniczka Sądu Okręgowego w Lublinie Barbara du Chateau.
Wcześniej matka zostawiła dziecko zaraz po urodzeniu. - Nie zrobiłam tego, bo był chory. Wiedziałam po prostu, że będzie bardzo ciężko - tłumaczy teraz w "Prosto z Polski". Kiedy jednak zobaczyła dziecko w telewizji, tknęło ją sumienie. - Decyzja zapadła od razu - zwierza się kobieta. I chłopiec wrócił do niej.
Chłopiec musi mieć zapewnione odpowiednie warunki, dlatego matka wystąpiła o przydzielenie im mieszkania socjalnego. I liczy, że teraz już wszystko będzie dobrze. - Jeśli bardzo się tego chce, to wszystko się uda - mówi kobieta.
Niechciane dziecko
Chłopczyk - nazwany Jasiem (jego prawdziwe imię i nazwisko to Paweł Iwanow) - urodził się na początku kwietnia ub. roku w Lublinie. Kiedy matka zrzekła się dziecka opiekunem zastępczym została młoda kobieta z Gdyni.
Chłopczyk trafił do szpitala dziecięcego w Gdańsku w lutym. Wtedy obowiązywała jeszcze decyzja o jego deportacji. Lekarze mieli zbadać czy stan chłopca pozwala na dłuższą podróż. Ponieważ stwierdzili u dziecka infekcję, zdecydowali się zatrzymać je w szpitalu.
Na początku marca chłopiec otrzymał polskie obywatelstwo po tym jak okazało się, że jego ojciec jest Polakiem. Mężczyzna przyznał się do ojcostwa.
Matka Jasia zwróciła się do wojewody lubelskiego z prośbą o zalegalizowanie swojego pobytu w naszym kraju. W piśmie do wojewody napisała m.in., że w Polsce przebywa od 1996 r. Ma troje dzieci, z których dwójka urodziła się w Lublinie i zna tylko język polski, chodzi do lubelskich szkół. Kobieta nie chce wracać na Białoruś w obawie przed szykanami.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24