- Uważam, że jakieś jedno słowo dziękuję ze strony komendanta wojewódzkiego, nie mówiąc o głównym, przydałoby się. Jednak przyczyniliśmy się do szybkiego rozwiązania tego problemu - powiedział w TVN24 Krzysztof Rutkowski. Odpowiadał też na pytanie, czy jego biuro detektywistyczne powinno przeprosić za błędne wskazanie miejsca znajdowania się zwłok. - W tym momencie ja nie mogę powiedzieć przepraszam, ponieważ gdy doszliśmy do miejsca, które wskazała Katarzyna W. zawiniątko odpowiadało idealnie - powiedział Rutkowski. I podkreślił: - My nie dotykaliśmy zawiniątka, bo obawialiśmy się, że może dojść do zatarcia śladów - stwierdził Rutkowski.
Tłumacząc pomyłkę z czwartku na piątek Rutkowski przekonywał, że funkcjonariusze biura kierowali się wskazaniami matki dziecka. - W pewnym momencie my jej wierzyliśmy, wiedzieliśmy, że się przyznała. Nikt na siebie nie składa obciążeń nieumyślnego spowodowania śmierci i nikt za sobą nie zamyka celi więziennej na parę lat takimi stwierdzeniami - zaznaczył Rutkowski. I dodał: - Katarzyna W. w pierwszej kolejności wskazała inny punkt, ale przyznała się do tego, że ukryła ciało.
Kluczowe dowody
Rutkowski podkreślił także, że "materiały, które przekazaliśmy do prokuratury - płytę z nagraniem jej przyznania się - stanowiły pierwszy dowód w tej sprawie". - Przekazaliśmy również za pośrednictwem rodziny materiały DNA i badania wariografu ojca dziecka. Prokurator dysponował tylko i wyłącznie dowodami, które przekazało biuro detektywistyczne Rutkowski. Na tej podstawie mógł podjąć dalej stosowne czynności prawne w stosunku do Katarzyny W. - powiedział Rutkowski.
Zaznaczył, że "być może niepotrzebnie doszło do pewnego rodzaju konfliktu" w wypowiedziach pomiędzy nim a rzecznikiem Komendy Głównej Policji i rzecznikiem Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. - To nie są igrzyska, nam nie zależało na tym, żeby być pierwszymi. Po co mamy rywalizować, my chcieliśmy normalnej współpracy. Otrzymaliśmy podziękowania od komendanta miejskiego w Sosnowcu i naczelnika wydziału kryminalnego w Sosnowcu. Uważam, że jakieś jedno słowo dziękuję ze strony komendanta wojewódzkiego, nie mówiąc o głównym, przydałoby się. Jednak przyczyniliśmy się do szybkiego rozwiązania tego problemu - podsumował Rutkowski.
- Najważniejsze jest to, że sprawa jest zamknięta w tej chwili, ja nie chcę wchodzić w konflikt z policją - zapewnił.
Szybko zakończona
Podczas rozmowy przeprowadzonej z reporterem TVN24 jeszcze zanim policja ogłosiła (nocy z piątku na sobotę), że odnalazła w Sosnowcu zwłoki małej dziewczynki Rutkowski przypomniał, że matka Magdy w rozmowie z nim relacjonowała, iż dziecko upuściła w domu, a potem nieżywe zakopała bądź też zostawiła pod drzewem. - Wystarczy poprosić ją o wskazanie, gdzie zakopała albo porzuciła to dziecko - podkreślał detektyw.
Na argument reportera, że stan kobiety prawdopodobnie nie pozwala obecnie na przesłuchanie, detektyw okazuje zdziwienie: - Ja z nią wczoraj rozmawiałem i stan zdrowia miała doskonały - mówił. - Ona Magdę zabrała i porzuciła, i to jest tylko kwestia w tej chwili odnalezienia zwłok - dodał.
"Pracowałem za darmo"
Detektyw ostro zareagował na uwagi krytyczne kierowane przez media pod jego adresem. - Krytyka w tej chwili, zwracanie uwagi, postawienie pod ścianą na zasadzie, bo pan powiedział tak... Ja się opierałem na informacjach uzyskanych od matki - tłumaczył.
Poinformował też, że na rzecz rodziny Magdy pracował bezpłatnie. - Ja te czynności wykonywałem za darmo, przez tydzień byłem wyłączony z życia. Nie śpię drugą noc, nie jadłem dziś śniadania ani obiadu - mówił detektyw.
Jak tłumaczył, mówiąc, że pierwszy etap w sprawie małej Magdy został zamknięty, nie umywa rąk. - Ja mam również swoje zajęcia - wyjaśnia. - Ja moralnie się czuję w porządku, poświęciłem na to dużo czasu i pieniędzy. Mam ogromną satysfakcję i jestem szczęśliwy, że sprawa znalazła wyjaśnienie, kto jest sprawcą zaginięcia dziewczynki - zakończył detektyw.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24