Piękna w zimowej scenerii, ale śmiertelnie niebezpieczna. Tama we Włocławku jest uważnie monitorowana po tym, jak spiętrzona przed stopniem wodnym Wisła zamarzła. Jeśli przez odwilż lód zacznie pękać i napierać na tamę, to do akcji wkroczą lodołamacze.
- Jesteśmy gotowi do akcji w każdej chwili. Czekamy tylko na dyspozycje kierownika zapory - powiedział TVN24 kapitan lodołamacza "Niedźwiedź" Marek Kościeszyński.
Na pomoc tamie
Sceneria wokół tamy przypomina teraz krajobraz polarny. Lód pokrywa Wisłę, ale już niedługo może zacząć pękać z powodu odwilży. Spływająca rzeką kra będzie napierać na tamę. Wtedy ruszą lodołamacze.
- Idziemy tyralierą. Łamiemy lód bez zatrzymywania się, a jeśli nie chce pękać, to napływamy i czekamy aż pęknie pod ciężarem statku - opowiada o technice pracy Kościeszyński. Przyznaje, że dla niego święta nigdy spokojne nie są, bo w pogotowiu musi być zawsze.
Zły stan zapory
Przedstawiciele komitetu na rzecz budowy kolejnej tamy przypominają, że istniejąca zapora jest w fatalnym stanie technicznym. Ich zdaniem tama jest tak zniszczona, że może nie wytrzymać naporu wody i lodu. Wtedy może runąć.
Pracownicy tamy uspokajają jednak, że stopień wodny jest dobrze przygotowany na różne ekstrema pogodowe. A w przypadku problemów z lodem, w odwodzie czekają lodołamacze.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Mówi kapitan Marek Kościeszyński / TVN24