Policja stawia je tam, gdzie - przynajmniej teoretycznie - jest najbardziej niebezpiecznie. Gminy tam, gdzie najszybciej na siebie zarobią. Mowa o fotoradarach, które coraz częściej stają się, zwłaszcza dla mniejszych gmin, podstawowym źródłem zarobku. Inwestycja zwraca się błyskawicznie. To wystarcza, by nie zaprzątać sobie głowy pytaniami, czy biznesowe traktowanie fotoradaru jest rozsądne.
Jak donosi dziennik "Polska", fotoradary stały się dla gmin prawdziwą żyłą złota. Z wyliczeń gazety wynika, że już dziś mają one prawie tyle samo urządzeń, co policja. Liczba "gminnych" fotoradarów wzrosła w ciągu roku z 99 do 123. Policja zatrzymała się na 127 sztukach i na razie z braku funduszy nie zamierza kupować kolejnych.
Biznes jest biznes
Fotoradar kosztuje około 150 tysięcy złotych. Sporo, ale inwestycja zwraca się błyskawicznie - średnio po dwóch-trzech miesiącach. Szefowie gmin do urządzeń podchodzą biznesowo, zapominając coraz częściej czemu tak naprawdę mają one służyć. Gminne fotoradary najczęściej nie stoją tam, gdzie jest najbardziej niebezpiecznie, ale gdzie najszybciej zarobią.
– To smutne, ale fotoradary przez prawie wszystkich traktowane są obecnie w Polsce na tym samym poziomie jak na przykład płatne parkowanie, czyli jako źródło łatwego dochodu – przyznaje w rozmowie z "Polską" Zygmunt Użdalewicz, inżynier ruchu, jeden z założycieli Stowarzyszenia Klubu Inżynierii Ruchu.
Nad morzem (nie) gęsto
Według gazety żądza zysku gmin szczególnie silna jest nad morzem, tam fotoradary rosną przy głównych trasach turystycznych jak grzyby po deszczu. Złą sławą wśród zawodowych kierowców cieszy się Szczecinek. Poustawianych jest tam kilkanaście masztów, a w dużej części miasta ograniczenie prędkości wynosi 40 km na godz.
W zeszłym roku mandatów do wysłania było tyle, że budżet na znaczki pocztowe skończył się w Szczecinku już na początku listopada. Fotoradar zarobił do tego czasu 1,5 mln zł. A co z bezpieczeństwem?
– Przerażają mnie te ponure słupy, które wyrastają coraz gęściej przy naszych drogach. Przecież one same są niebezpieczne. Trzeba je zabezpieczyć barierami energochłonnymi, żeby być pewnym, że nikt się o nie zabije – dodaje Użdalewicz.
Źródło: "Polska The Times"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24