Chwilę po tym, jak prezydencki samolot znalazł się na wysokości ok. 80 metrów, drugi pilot zasugerował przerwanie podchodzenia do lądowania. Maszyna jednak nadal opadała – dowiedziała się TVN24. A Edmund Klich ocenił: - Piloci prezydenckiego tupolewa świadomie zeszli poniżej tak zwanej wysokości decyzji, czyli 100 metrów
Według szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, w kabinie wielokrotnie rozlegał się automatyczny sygnał ostrzegający przed niebezpiecznym zniżaniem, wzywający załogę do poderwania maszyny. Członek załogi regularnie, co dziesięć metrów, aż do 20 metrów nad ziemią podawał dane o wysokości.
- System TAWS ostrzegał pilotów. Było ponad 20 komend. Na żadną, do samego końca nie reagowali. Kiedy zwiększyli obroty do pełnych, było już, na tej wysokości, za późno. To ciężki samolot, a oni byli prawie 15 metrów poniżej progu pasa w pewnym momencie - mówił Klich w RMF FM.
"Odchodzimy"
Jak dowiedziała się TVN24, samolot podchodził do wysokości decyzji [jest to wysokość, na której pilot podejmuje decyzję o kontynuowaniu bądź przerwaniu lądowania], czyli 100 m nad pasem startowym, zgodne ze wszystkimi procedurami.
Na wysokości 80-90 m w kabinie pilotów słychać: "odchodzimy", co oznacza przerwanie manewru podchodzenia do lądowania. Słychać też, jak druga osoba, nawigator obserwujący wysokościomierz, podaje kolejne wysokości. Najprawdopodobniej nie był to wysokościomierz barometryczny, a radiowysokościomierz, który podaje wysokość od gruntu, nie poziomu morza lub lotniska. Dlatego rów, który znajduje się tuż obok lotniska, mógł zaburzyć te dane.
Mimo sformułowania "odchodzimy" samolot nadal schodził niżej. Wciąż nie wiadomo dlaczego. Zgodnie z procedurami włączył się system TAWS, który ostrzega przed kolizją z ziemią. Na nagraniu słychać, jak ostrzega, że pod samolotem jest teren, potem wydaje komendę ostateczną "pull up" (do góry).
Zapisy czarnych skrzynek w poniedziałek
W poniedziałek Rosja przekaże Polsce kopie danych z rejestratorów pokładowych polskiego samolotu Tu-154M, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. Odbierze je minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller. Premier Donald Tusk obiecał, że odebrane z Moskwy materiały zostaną „natychmiast” ujawnione.
W katastrofie z 10 kwietnia zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Polska delegacja udawała się do Katynia na uroczystości związane z 70. rocznicą zamordowania tam polskich oficerów przez radzieckie NKWD.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24