Trzy kobiety, trzy bardzo młode, wszystkie usłyszały ten sam wyrok - rak piersi. Z przerzutami do kości, nerek, płuc. Czekają na leczenie środkami nowej generacji, które skuteczniej niszczą nowotwór. W Polsce - inaczej niż zagranicą - takie leczenie nazywa się niestandardowym, bo pacjenci mają do niego ograniczony dostęp. To oznacza, że potrzebna jest decyzja urzędnika, a na nią trzeba poczekać mimo, że przy nowotworach ważny jest czas.
- To jest wymysł naszego cudownego NFZ-tu. Na Zachodzie chemia, którą my nazywamy niestandardową, jest podawana standardowo, nawet w Czechach jest podawana wszystkim kobietom - wyjaśnia chora na raka Edyta Wakulińska. Na chemię po kilka miesięcy czekają też Katarzyna Górniaczyk i Magda Prokopowicz. - Nie ma co składać wniosków, bo wszystkie wnioski są odrzucane - mówi Prokopowicz, która jest prezeską fundacji "Rak and roll".
W Polsce te trzy kobiety, jak i wielu innych chorych na różne rodzaje raka, czekają aż decyzje o ich życiu podejmie urzędnik. - Czuję się fatalnie, bo czuję jakby państwo polskie skazywało mnie na śmierć, a ja mam tylko 26 lat - mówi Wakulińska.
Kluczowy w leczeniu raka jest czas. Państwo Górniczakowie czekają na decyzję od września 2010 roku. Ich wniosek leży nierozpatrzony w urzędniczej szafie.
Szukają ratunku za granicą
Górniaczyk szuka ratunku za granicą. Może liczyć m.in. na pomoc fundacji "Rak and roll". Jej szefowa Magda Prokopowicz sama na własnej skórze przekonuje się właśnie jak trudno walczyć z rakiem w Polsce. - Musiałam pojechać do RPA żeby się dowiedzieć, że jest lek w Polsce, który ja powinnam dostawać, w ramach chemii niestandardowej.
Pani Magda, była już na liście osób oczekujących na potrzebny jej lek w jednej z katowickich przychodni onkologicznych. Śląski NFZ przyznał już jej nawet ten lek w ramach terapii niestandardowej. Złamała jednak nogę i nie rozpoczęła terapii. Leczenie kontynuowała w Warszawie, ale tu na starcie odradzono jej składanie wniosku o chemię niestandardową. - Dla mnie jest to niezrozumiałe, że ktoś podejmuje decyzje o moim życiu, a nie jest to decyzja obiektywna. Skoro jakiś ośrodek przyznaje, a drugi nie, to znaczy, że mamy do czynienia z subiektywnością i nieadekwatnością. Coś jest nie tak - mówi Prokopowicz.
"Chcę skarżyć państwo do Strasburga"
Kobiety jednak nie poddają się. Przy wsparciu rodziny i najbliższych walczą o życie nie tylko swoje, ale i innych chorych, którym potrzebna jest pomoc.
Edyta Wakulińska miała szczęście w nieszczęściu. Choć NFZ odmówił sfinansowania jej terapii, dostaje chemię niestandardową. Potrzebne leki otrzymała nieodpłatnie z firmy farmaceutycznej. Takie historie to jednak wyjątek i nie rozwiązują problemu. - Ze strony firmy farmaceutycznej to nie jest zobowiązanie. W każdej chwili mogą mi odebrać te próbki, co będzie wtedy? - pyta kobieta.
Wakulińska wciąż walczy z NFZ, a dokładnie z państwem, które odmówiło jej leczenia. - Chcę skarżyć państwo polskie. Chcę, żeby pozew w ostatniej instancji trafił do Strasburga i chcę tam wywalczyć odszkodowanie, za które będę mogła leczyć się godnie zagranicą - mówi chora.
NFZ zasłania się procedurami i tłumaczy, że lek, który bierze pacjentka, nie powinien być stosowany w jej przypadku ze względu na przerzuty. Tak ma wynikać z charakterystyki leku, który zalecił Wakulińskiej lekarz. - Tu się urodziłam, wychowałam i w tym kraju z powodu absurdów urzędniczych umrę - dodaje kobieta.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24