Coraz więcej pytań w sprawie 62-latka, który w niedzielę zmarł pod szpitalem w Nowej Hucie. Policja, straż miejska i szpital przedstawiają różne wersje wydarzeń. - Ze strony służb medycznych szpitala nie było żadnych uchybień - oświadczył rzecznik placówki Leszek Gora. Tymczasem sekcja zwłok ujawniła, że 62-latek zmarł z powodu ogólnego wycieńczenia organizmu.
Zwłoki mężczyzny znaleziono tuż obok szpitala w Nowej Hucie w niedzielę rano. Okoliczności, w jakich mężczyzna znalazł się martwy na skwerze pod budynkiem, wyjaśnia policja.
Śledztwo w sprawie mężczyzny wszczęła też prokuratura. Śledczy rozważają, czy będzie można personelowi szpitala postawić zarzut bezpośredniego narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Śledztwo toczy się jednak w sprawie zgonu 62-latka, na nie przeciwko szpitalowi.
Wstępne wyniki sekcji zwłok ujawniły, że mężczyzna zmarł z powodu ogólnego wyniszczenia organizmu. Nie miał żadnych urazów mechanicznych. Pełne wyniki sekcji będą znane za kilka dni, gdy lekarze otrzymają już rezultaty badania histopatologicznego.
Sprzeczne wersje
Wersje wydarzeń przedstawiane przez poszczególne służby są jednak różne. Według władz szpitala, pacjent został przywieziony do placówki w sobotę około 20. Trafił na oddział ratunkowy. W niedzielę rzecznik szpitala mówił w rozmowie z tvn24.pl, że mężczyzna miał otarcia i odparzenia podbrzusza, a także że był pod wpływem alkoholu.
Gora w poniedziałek ujawnił medyczną dokumentację, z której wynika, że w momencie zgłoszenia do szpitala 62-latek nie wymagał natychmiastowej interwencji. Miał poczekać na swoją kolej.
Według Gory, pacjent został zarejestrowany, po czym około 21 stwierdzono, że „samowolnie oddalił się z terenu szpitala”, bez powiadomienia kogokolwiek.
- Nie wyrażał zgody na jakąkolwiek pomoc ze strony personelu medycznego z karetki, nie chciał tego potwierdzić swoim podpisem - powiedział Gora.
Awanturował się czy nie?
Do tego momentu wątpliwości w sprawie mężczyzny nie ma. Ale sprzeczne są ustalenia dotyczące kolejnych godzin.
Po pierwsze, około północy ktoś ze szpitala miał powiadomić policję, że na terenie szpitala pijany i agresywny mężczyzna awanturuje się i zaczepia pacjentów. Policja potwierdza, że otrzymała takie zgłoszenie, ale gdy policjanci przybyli na miejsce, zastali mężczyznę, który nie był ani pijany, ani agresywny i tłumaczył, że został przywieziony do szpitala, jest w trakcie badania i czeka na udzielenie mu pomocy. Zgodnie z wersją rzecznika małopolskiej policji Dariusza Nowaka, nie było podstaw do interwencji policji.
Miał rany, czy tylko otarcia?
Dalej wersje również się rozchodzą. Jak powiedział rzecznik szpitala, około pierwszej w nocy osoba prywatna wezwała karetkę, zgłaszając, że ktoś leży poza ogrodzeniem szpitala. - Karetka pojechała, udało się nawiązać kontakt z tą osobą, parametry zdrowotne były prawidłowe. Wezwano straż miejską – powiedział rzecznik szpitala.
Straż miejska wprawdzie potwierdza, że ok. 1.30 przybyła na miejsce. Ale po przybyciu na miejsce strażnicy spostrzegli, że przy mężczyźnie stoi karetka. Przekazali mężczyznę ratownikom, bo zdaniem strażników 62-latek wymagał pomocy. - Miał sporo ran, a z brzucha wypływała krew - mówił Marek Anioł ze straży miejskiej w Krakowie.
Tu relacja znów nie zgadza się z tym, co mówi szpital. Gora twierdził bowiem, że pacjent miał otarcia i odparzenia, ale na pewno nie ropiejące rany.
Straż miejska po przekazaniu mężczyzny ratownikom, odjechała. Ale lekarze uznali, że mężczyzna nie wymagał hospitalizacji, bo "parametry zdrowotne były prawidłowe".
Prawdopodobnie więc zostawiono go przed szpitalem.
Pacjent zmarł. "Nie było uchybień"
Trzecie zgłoszenie policja otrzymała o 5.50 rano. Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, okazało się, że mężczyzna nie żyje. Rzecznik szpitala potwierdził, że o 5.46 na wezwanie policji do pacjenta ponownie pojechała paramedyczna karetka. - Stwierdziła, że pacjent jest nieprzytomny i wezwała karetkę z lekarzem, ten stwierdził zgon – powiedział Gora.
Dodał, że szpital przeprowadził już wewnętrzne postępowanie i przeanalizował dokumentację medyczną. Wysłuchano też wyjaśnień personelu. - Konkluzja jest taka, że ze strony służb medycznych nie było żadnych uchybień ani zachowań nagannych - stwierdził rzecznik.
Sekcja zwłok kluczem do wyjaśnienia sprawy
Okoliczności tajemniczej śmierci komentowała na antenie TVN24 minister zdrowia Ewa Kopacz. - Kluczem do wyjaśnienia sprawy będzie sekcja zwłok - powiedziała Kopacz. Stwierdziła także, że w tej chwili, wszystko, co powie się w tej sprawie, to tylko gdybanie. - Trzeba sprawę bardzo dokładnie wyjaśnić. Relacje, które trafiły do Rzecznika Prawa Pacjenta przy Ministrze Zdrowia są inne niż medialne doniesienia - powiedziała.
I wyliczyła: - Różnice są takie, że to był pacjent z otarciem naskórka, pod wpływem alkoholu. Gdy wyszedł (ze szpitala - red.) i był ponownie oglądany przez personel z karetki, którą ktoś wezwał z zewnątrz; jego życiu nic nie zagrażało, odmawiał wszelkich działań i pobytu w szpitalu.
"Poczekajmy z oceną"
Kopacz zaapelowała, by spokojnie ocenić sprawę, kiedy będą już znane tylko fakty. - Kluczem do tego będzie sekcja zwłok, wtedy będziemy wiedzieli, co było przyczyną zgonu - podkreśliła minister.
I dodała: - Każdy z nas, który zgłasza się do oddziału ratunkowego izby przyjęć ma prawa, ale i obowiązki. Jeśli lekarz mówi: proszę poczekać zaraz ktoś przewiezie pana/panią na oddział, to powinniśmy posłuchać personelu medycznego. A jeśli ktoś nie chce być leczony, to ma prawo odmówić, bez względu na to, jakie to będzie miało dla niego konsekwencje.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24