Zgubiła go lekkomyślność, znalazł się na politycznym dnie, myślał o samobójstwie. - Zbyszek, ty głupku, dwoma zdaniami zmarnowałeś swoją gigantyczną karierę - mówi Zbigniew Chlebowski w wywiadzie, którego udzielił "Polsce". Pierwszym i wyjątkowo emocjonalnym wywiadzie od czasu afery hazardowej.
Zapowiadany już w piątek wywiad ze Zbigniewem Chlebowskim, opublikowany został w całości w sobotnim wydaniu dziennika "Polska".
Do dzisiaj tego żałuję. Zabrakło mi asertywności. Często dla zachowania pozorów mówimy: „słuchaj, sprawa jest załatwiona” choć nic w tej sprawie nie robimy. I tak było w tym przypadku. Chlebowski o rozmowie z Sobiesiakiem
W piątek pisaliśmy o tym, jak Chlebowski tłumaczy całą tzw. aferę hazardową i swoją rolę w niej. Jak twierdzi, stawką w całej sprawie wcale nie były dopłaty do automatów hazardowych. - Dopłaty są jedynie zasłoną dymną. Rzecz idzie o wideoloterie, one są właśnie największym zagrożeniem – mówi.
"Nigdy w życiu tyle nie płakałem"
Dalej w wywiadzie udzielonym Anicie Werner i Pawłowi Siennickiemu, były szef klubu PO mówi o tym, jak zamieszanie wokół niego po ujawnieniu stengramów z rozmów z hazardowymi biznesmenami, wpłynęło na jego życie, również prywatne. - Tyle, ile razy przez ostatni miesiąc, to jeszcze nigdy w życiu nie płakałem. (...). Dobrze wiem co w życiu robiłem, byłem uczciwy całe życie, nie wziąłem nigdy łapówki. Gdybym był łajdakiem, pewnie nie bolałoby tak bardzo - opowiada były już szef klubu PO.
Tyle, ile razy przez ostatni miesiąc, to jeszcze nigdy w życiu nie płakałem. (...) . Dobrze wiem co w życiu robiłem, byłem uczciwy całe życie, nie wziąłem nigdy łapówki. Gdybym był łajdakiem, pewnie nie bolałoby tak bardzo Zbigniew Chlebowski
Pytany, czy myślał o samobójstwie odpowiada: - Tak, miałem takie myśli. I tłumaczy: - Ale widziałem też cierpienie najbliższych i przestałem tak myśleć. Zrozumiałem, że to jakieś szaleństwo z mojej strony. Rodzina dawała mi ogromne wsparcie. Wiem teraz dobrze, dla kogo warto żyć. Szkoda tylko, że zrozumiałem to w takich okolicznościach.
Przyznaje również, że był na politycznym dnie. - Ale dzięki temu zaczynam wychodzić na wyżyny swoich spraw rodzinnych. Wiele razy myślałem sobie potem: Zbyszek, ty głupku, dwoma zdaniami zmarnowałeś swoją gigantyczną karierę. Bo ja głupio obiecywałem, żeby mieć kogoś z głowy, za słowami nie kryły się czyny - czytam w "Polsce".
"Kosek to wartościowy człowiek"
Polityk broni się przed nazywaniem go lobbystą, mówi że nie jest bogaty. - W ubiegłym roku wzięliśmy z żoną 330 tysięcy kredytu hipotecznego na 20 lat, bo kupiliśmy córce mieszkanie we Wrocławiu. Nie mamy żadnych oszczędności, nasz syn gra w tenisa, wszystko inwestujemy w niego. Gdybym był lobbystą, to pewnie mój status majątkowy byłby zupełnie inny - dodaje.
Opowiada również o swoich kontaktach z biznesmenami - Doktora Jana Koska poznałem jako pracownika naukowego Uniwersytetu Jagielońskiego, był tam wykładowcą. Dostał propozycję lepszych zarobków i kierowania firmą z branży hazardowej. Spotykaliśmy się rzadko, ale to wartościowy człowiek - ocenia.
Jak mówi, Ryszarda Sobiesiaka poznał pięć lat temu we Wrocławiu. - Wiedziałem, że prowadzi kasyna i salony gier. Nie utrzymywaliśmy kontaktów towarzyskich, spotykaliśmy się od czasu do czasu - wyjaśnia.
Najważniejsze jest dla mnie oczyszczenie nazwiska. Teraz chcę dowieść własnej niewinności. Zbigniew Chlebowski
Zastrzega jednak, że nigdy nie byłby w stanie mu niczego załatwić, a "na dziewięćdziesiąt procent, że załatwimy" powiedział mu, by się odczepił. Pytany dlaczego nie powiedział Sobiesiakowi: "nie chce z tobą gadać", odpowiada: Nie wiem. Do dzisiaj tego żałuję. Zabrakło mi asertywności. Często dla zachowania pozorów mówimy: "słuchaj, sprawa jest załatwiona", choć nic w tej sprawie nie robimy. I tak było w tym przypadku.
Przypadkowe spotkanie na cmentarzu?
Chlebowski przyznaje, że nie był zdziwiony, że premier poprosił go o rozmowę na temat hazardu. - Sam przecież zastanawiałem się dlaczego prace nad ustawą trwają tak długo. Zresztą wielokrotnie rozmawialiśmy z premierem na temat różnych ustaw - tłumaczy.
Zaznacza, że cztery dni po rozmowie z Tuskiem, z Sobiesiakiem na cmentarzu spotkał się przypadkiem. - Tam jest pochowana moja siostra, która tragicznie zginęła 8 lat temu w wieku 35 lat. Jestem na tym cmentarzu przynajmniej raz w tygodniu. Obok mieszka mój szwagier i jego dwóch synów, jestem ojcem chrzestnym jednego z nich. Powiedziałem do Sobiesiaka: choć się przejdziemy, a ja przy okazji będę na grobie u siostry - mówi "Polsce".
"Dzwoniłem do Koska. Jest umierający"
W wywiadzie czytamy, że już po wybuchu afery hazardowej, były szef kluby PO próbował kontaktować się biznesmenami. Sobiesiak nie odebrał telefonu. - Dzwoniłem też do Koska. Poprosiłem, żeby namówił Sobiesiaka, aby nie unikał prokuratury i komisji śledczej. Poza tym chciałem przekazać Janowi Koskowi wyrazy sympatii. On ma raka trzustki, jest po czterech chemiach, jest umierający.
Polityk, który od miesiąca jest niemal dla wszystkich niedostępny, obecnie przygotowuje się z prawnikami do przesłuchań przed komisją śledczą i przed prokuratorem. - Najważniejsze jest dla mnie oczyszczenie nazwiska. Teraz chcę dowieść własnej niewinności – wbrew zasadzie, że to winę trzeba udowadniać - kończy.
Polityka, biznes, hazard
Chlebowski stracił stanowisko w klubie po tzw. "aferze hazardowej". To on rozmawiał ze śląskimi biznesmenami z branży hazardowej o zniesieniu dopłat, obiecując załatwienie sprawy. Po opublikowaniu stenogramów z rozmów, nagranych przez CBA, stracił stanowisko szefa klubu PO. W poniedziałek Chlebowski zawiesił się w prawach członka klubu i partii PO.
Źródło: "Polska The Times"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24