Nie taka rewizja CBA straszna, jak ją malują - przekonał się Marcin Rosół. Jak zeznał przed komisją hazardową, funkcjonariusze byli dobrze wychowani i współpracujący. - Poprosiłem, żeby zdjęli buty i weszli. Co zrobili, grzecznie i elegancko - stwierdził
Sławomir Neumann zapytał świadka o wizytę funkcjonariuszy CBA, którzy przyszli do domu Rosoła po sprzęt komputerowy. Ten wyjaśnił - z drobiazgowymi detalami - okoliczności sprawy.
Według relacji Rosoła wcześnie rano, bo przed 7., dostał od CBA telefon z informacją, że ma się spodziewać funkcjonariuszy za pół godziny. - Zapytałem, czy idą mnie aresztować i co mam zrobić. Powiedzieli mi, że wszystkiego dowiem się z postanowienia prokuratury. To ja stwierdziłem, że mam małe dziecko i żeby chociaż mi powiedzieli, czy mam się pakować. Odpowiedzieli, żeby czekać spokojnie w domu – opisywał świadek.
"Poprosiłem, żeby zdjęli buty i weszli"
Nie ukrywał, że zapowiedź wizyty CBA, zwłaszcza tak lakoniczna, go zdenerwowała. - Różne rzeczy robi się w stresie, ja umyłem podłogę, bo goście mieli przyjść. Jak przyszli, poprosiłem, żeby zdjęli buty i weszli – relacjonowł Rosół, kiedy, tłumiąc śmiech, przerwał mu Neumann. - Zdjęli buty? – zapytał. - Tak. Bardzo grzecznie, bardzo elegancko – odparł świadek.
W skarpetkach funkcjonariusze zostali zaproszeni do gabinetu Rosoła, gdzie wyjaśnili, że przyszli po jego komputery, które mieli zarekwirować na dwa dni. Gospodarz nie robił problemów. - Od razu wydałem komputery, nie było potrzeby przeszukania. Zaproponowałem też kawę, bo staram się być osobą grzecznie wychowaną – relacjonował. - I bez butów napili się kawy? – indagował Neumann. Tym razem Rosół nie odpowiedział.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP