Branża hazardowa oponuje przeciwko znacznemu ograniczeniu hazardu w Polsce i temu, by zniknęli jednoręcy bandyci. - Premier strzelił sobie w stopę, cały hazard zostanie wepchnięty w szarą strefę - komentuje prezes Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych Stanisław Matuszewski. - To niemożliwe. Trudno ukryć taką działalność - przekonywał w programie "24 Godziny" wiceminister finansów Jacek Kapica.
Rząd Donalda Tuska zapowiedział, że zdelegalizuje salony z automatami. Będą one funkcjonowały w ciągu sześciu lat aż do wygaśnięcia zezwoleń. Nowe nie będą natomiast wydawane. Zakazane mają też być gry w internecie oraz videoloterie.
Jeśli nowa ustawa hazardowa ma obowiązywać od 2010 roku parlament musi się uwinąć z pracami w ciągu 70 dni. Rząd wierzy, że tak się stanie. Tym bardziej, że – jak przekonywał w programie "24 Godziny" wiceminister Kapica – cel jest szczyty: ograniczenie skali uzależnień i patologii, jaka towarzyszy hazardowi.
Zanim jednak hazard w Polsce zostanie znacznie ograniczony – rząd daje sobie na to sześć lat – wzrośnie opodatkowanie automatów: ze 180 euro miesięcznie od automatu do ok. 480 euro.
"Nałogowcy nie przestaną grać"
Reakcja branży była natychmiastowa. - Liczyłem się z podwyższeniem podatków, ale nie z tym, co usłyszałem - stwierdza na łamach "Rzeczpospolitej" prezes Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych. - Ja bym jeszcze do tego dołożył w styczniu zakaz picia wódki, w kwietniu zakaz palenia papierosów, w lipcu zamknąłbym agencje towarzyskie. Dołączmy w takim razie do państw arabskich - dodaje.
Jego zdaniem, cały hazard zostanie teraz wepchnięty w szarą strefę. - Policja, zamiast ścigać złodziei, będzie szukać lewych automatów. Premier strzelił sobie w stopę. 80 km od naszej granicy Słowacja buduje centrum á la Vegas. Aleksandr Łukaszenka stawia podobne centrum koło Mińska na Białorusi. A my schodzimy do podziemia. Czy to normalne? - pyta Matuszewski.
Ja bym jeszcze do tego dołożył w styczniu zakaz picia wódki, w kwietniu zakaz palenia papierosów, w lipcu zamknąłbym agencje towarzyskie. Dołączmy w takim razie do państw arabskich Stanisław Matuszewski, prezes Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych
I podkreśla: - Nie można wylewać dziecka z kąpielą. Jeśli dziś działa blisko 250 salonów ostrego hazardu na automatach i blisko 55 tys. o niskich wygranych, a my likwidujemy wszystko, to będzie jak z paleniem papierosów. Są tacy, którzy nigdy ich nie rzucą. Czy sądzi pan, że nałogowi gracze przestaną grać?
Zdaniem Matuszewskiego, efektem decyzji rządu będzie plajta dwudziestu kilku tysięcy barów. - Sto tysięcy ludzi zostanie bez pracy. Ale rząd osiągnie cel. Propagandowy - stwierdza. I przekonuje, że branża hazardowa wcale nie oczekuje, by podatki zostały po staremu. - Dyskutujmy, czy ma to być 180 euro od automatu, czy 250, czy może 300. Ale niech usiądzie z nami ktoś, kto potrafi przewidzieć tego skutki - apeluje Matuszewski.
"Budżet państwa nie straci"
Wiceminister finansów nie podziela opinii, że hazard zostanie wepchnięty do szarej strefy. - Automaty nie schodzą do podziemia. Nie wyobrażam sobie, że nagle salon automatów utworzy się pod ziemią - powiedział w programie "24 Godziny" Jacek Kapica, podkreślając, że ukrycie tego rodzaju działalności jest bardziej trudne.
- Nie delegalizujemy kasyn, bo akurat w tym przypadku jest duże ryzyko wejścia w szarą strefę. Natomiast automatów nie. To nie jest tak, że można ustawić automaty i mieć ograniczony dostęp osób - stwierdził wiceminister.
Kapica przypomniał, że rocznie do budżetu wpływało z hazardu ok. 2 mld zł, w tym ok. 300 mln pochodziło z jednorękich bandytów. Na stopniowej ich likwidacji - jak przekonywał Kapica - budżet nie straci, gdyż zostanie poszerzona "baza podatkowa" m.in. poprzez opodatkowanie loterii wideo-tekstowych.
- Podwyższamy również opodatkowanie na zakłady sportowe wzajemne, a jednocześnie ograniczamy tę złą konkurencję w internecie. Liczymy, że rozwinie się działalność w legalnych zakładach wzajemnych i bukmacherce, a nie w internecie od których pieniędzy nie mamy - dodał.
Ekspert: budżet straci
Innego zdania jest Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką. Uważa on, że rozumowanie rządu w sprawie automatów do gry jest błędne. - To jest rozumowanie chytrego urzędnika - stwierdził ekspert w TVN24. Jak wyjaśnił, to nie jest tak - jak sądzą niektórzy - że zwiększenie opłat i podatków zaowocuje większymi przychodami budżetu państwa.
Wyżnikiewicz przypomniał, że tak zwane automaty o niskich wygranych miały bardzo wysoką tzw. wygrywalność. - Oznacza to, że za każdą wkładaną złotówkę, wygrywający wyjmował siedemdziesiąt kilka groszy - podkreślił ekspert.
Źródło: Rzeczpospolita, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24