Brylowanie w mediach, większa popularność wśród wyborców, poważne polityczne zadanie do wypełnienia - to korzyści jakie komisja hazardowa przyniosła Bartoszowi Arłukowiczowi. Według "Rzeczpospolitej", poseł Lewicy zapłaci za to jednak dość wysoką cenę - będzie musiał wystartować w wyborach na prezydenta Szczecina. A podobno bardzo tego nie chce.
Obietnicę startu w wyborach Arłukowicz złożył samemu szefowi SLD Grzegorzowi Napieralskiemu. Warunek jest jeden: komisja musi zakończyć prace w terminie, czyli do 30 kwietnia. Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że gdyby Arłukowicz obietnicy nie złożył, klub Lewicy do prac komisji oddelegowałby kogoś innego.
Czekają na koniec komisji
– Ponieważ byli świadkowie, chyba będzie musiał się z niej wywiązać – mówi "Rz" działacz SLD z Mazowsza. Problem jednak w tym, że sam zainteresowany nie jest podobno prezydenturą Szczecina zainteresowany.
– Najlepiej dla niego byłoby, żeby zdobył dużo głosów, ale ostatecznie przegrał walkę o prezydenturę. W ten sposób wypełniłby obietnicę daną Napieralskiemu, a zarazem pozostał w krajowej polityce, bo dobry wynik umocniłby jego pozycję w regionie - kreśli scenariusze mazowiecki polityk Sojuszu.
Podobno nie chce
Dlaczego Arłukowicz nie pali się do stanowiska samorządowego? "Rzeczpospolita" pisze, że dlatego, iż "bo zasmakował w wielkiej polityce". Oficjalnie w SLD żadna decyzja w sprawie tego, kto będzie walczył o fotel prezydenta Szczecina, nie zapadła. W przypadku innych miast już tak: np. Wojciech Olejniczak jest już oficjalnie kandydatem na prezydenta Warszawy, a Marek Wikiński – Radomia.
Kiedy może okazać się już na pewno, że w Szczecinie do walki stanie Arłukowicz? – Dopóki pracuje komisja śledcza, nie podejmę żadnych decyzji politycznych – mówi "Rz" sam zainteresowany.
Źródło: "Rzeczpospolita"