Jeżeli Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przeprowadziła procedurę sprawdzającą, to dla mnie jest niepojęte, w jak sposób Marian Banaś to przeszedł - powiedział we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 były funkcjonariusz CBA, który nie chce ujawniać swojego wizerunku. Odniósł się do kwestii wydania prezesowi Najwyższej Izby Kontroli certyfikatu dostępu do najważniejszych tajemnic państwowych. - To dla mnie jest niepojęte, w jaki sposób on to przeszedł - mówił o sprawdzaniu Banasia przez służby.
Centralne Biuro Antykorupcyjne zakończyło w środę trwającą od 16 kwietnia kontrolę oświadczeń majątkowych prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Biuro poinformowało w komunikacie, że Marian Banaś ma siedem dni "na zgłoszenie uwag do zastrzeżeń CBA, które nie zostały wyjaśnione w trakcie trwania kontroli".
Były funkcjonariusz CBA: dlaczego informacja nie trafiła wyżej?
Były funkcjonariusz CBA, który w piątek był gościem TVN24, podkreślał, że szczegóły dotyczące kontroli możemy poznać, kiedy Banaś odniesie się do jej wyników, do czego ma prawo. Dodał, że to standardowa procedura.
Zauważył jednak, że procedura weryfikacji oświadczeń majątkowych rozpoczęła się prawie cztery miesiące przed jego nominacją na stanowisko szefa NIK.
- Jeśli CBA prowadziło to powyżej trzech miesięcy, to pytanie, co uzasadniało w ogóle tak długi okres kontroli? - zwrócił uwagę. Były funkcjonariusz wyjaśnił, iż "zasadą jest, że kontrola trwa trzy miesiące i ona w tym czasie powinna się zakończyć".
- Jeżeli są jakieś przesłanki, ale to muszą być szczególne przesłanki, które uzasadniają konieczność przedłużenia tej kontroli, to wtedy się ją przedłuża. Jeżeli zatem została przedłużona ta kontrola o kolejne trzy miesiące, to domniemuję, że funkcjonariusze CBA, którzy ją prowadzili, musieli mieć jakieś zastrzeżenia do materiałów, które w sprawie pana Banasia przetwarzali - powiedział.
Dodał, że trzeba postawić kolejne pytanie. - Skoro takie zastrzeżenia były, to dlaczego ta informacja o ewentualnych wątpliwościach nie trafiła do koordynatora do spraw służb specjalnych i dalej - podkreślił.
Gość TVN24 zaznaczył, że w tej chwili doszło do patowej sytuacji, bo ustawa o Najwyższej Izbie Kontroli precyzuje, w jakich przypadkach można odwołać szefa tej instytucji, a "żadna z tych przesłanek w chwili obecnej nie zachodzi".
"Takie wątpliwości powinna wyłapać"
Były funkcjonariusz Centralnego Biura Antykorupcyjnego ocenił, że "gdyby służby zachowały się odpowiednio w odpowiednim momencie, zareagowały i uprzedzająco poinformowały organy państwowe o swoich zastrzeżeniach, absolutnie takiej sytuacji dzisiaj by nie było".
Pytany, jak służby mogły nie wychwycić niejasnych powiązań Banasia z ludźmi z półświatka, zastrzegł, że nie chce wypowiadać się na temat tego, jak obecnie pracują służby. Dodał, że może odnieść się do czasów, kiedy sam pracował w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym.
Jego zdaniem jednak "to jest absolutnie niemożliwe", żeby służby nie wiedziały o zastrzeżeniach dotyczących Banasia. - To wychodzi przy pierwszych sprawdzeniach, tak że na pewno takie wątpliwości służba na samym wstępie już powinna wyłapać - stwierdził.
"Niepojęte", jak Banaś przeszedł postępowanie sprawdzające
Funkcjonariusz CBA odniósł się również do kwestii posiadania przez Banasia certyfikatu dostępu do najważniejszych tajemnic państwowych. Reporterzy "Czarno na białym" zwrócili się do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego z pytaniem, kiedy po raz ostatni weryfikowała Mariana Banasia. Stanisław Żaryn, rzecznik ministra koordynatora służb, odpowiedział, że "w czasie, gdy ABW kierował generał Krzysztof Bondaryk i pułkownik Dariusz Łuczak, czyli w latach 2012-2013", a później stwierdził, że "brakuje dokładnej daty wydania tego certyfikatu" [dostępu do najważniejszych tajemnic państwowych - red.].
- Tu dotykamy sedna sprawy, dlatego że jeżeli mówimy o najważniejszych osobach w państwie, a szef NIK jest absolutnie taką osobą, to każdorazowo przed objęciem takiej funkcji kandydat powinien przejść postępowanie tak zwane sprawdzające w ABW - podkreślił gość TVN24.
Dodał, że w przypadku najważniejszych osób w państwie dodatkowo to postępowanie powinno być "poszerzone". Zwrócił uwagę, że w ramach postępowania "bada się przede wszystkim stan majątkowy i to jest jedna z pierwszych przesłanek, która umożliwia uzyskanie między innymi też certyfikatu w zakresie przetwarzania informacji niejawnych".
- Bada się również, czy nie zachodzą przesłanki, które wskazują na szantaż bądź ewentualnie wywieranie wpływu. Taka osoba jest sprawdzana we wszystkich dostępnych systemach przez państwo, do których ABW posiada dostęp. Jest to weryfikowane przez ABW od strony finansowej. Jest też możliwość zajrzenia na rachunki bankowe - tłumaczył.
- Jeżeli ABW taką procedurę przeprowadziła, domniemuję, że przeprowadziła, bo ustawa ich do tego zobowiązuje, przed wyborem prezesa NIK, to dla mnie jest niepojęte, w jak sposób on to przeszedł. ABW powinno to wyłapać. Szef ABW powinien zgłosić to koordynatorowi, a koordynator tę informację przekazać dalej - podkreślił były funkcjonariusz Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
- Powinny zadziałać pewne bezpieczniki państwa, które w mojej ocenie nie zadziałały - zwrócił uwagę.
Szef NIK wrócił do pracy
Marian Banaś poinformował w wydanym w czwartek oświadczeniu, że zakończył urlop bezpłatny i przystąpił do wykonywania obowiązków w NIK. Zadeklarował, że będzie "przeciwstawiał się wszelkim próbom ataku na jego osobę jako Prezesa Najwyższej Izby Kontroli". Banaś udał się na bezpłatny urlop pod koniec września, po emisji reportażu "Superwizjera" TVN, który wskazał na wątpliwości dotyczące oświadczeń majątkowych prezesa Najwyższej Izby Kontroli.
Sprawa Mariana Banasia
W wyemitowanym 21 września reportażu dziennikarz "Superwizjera" Bertold Kittel przyjrzał się kamienicy w krakowskim Podgórzu, którą do oświadczeń majątkowych wpisywał Marian Banaś. Trafił na prowadzony tam hotel na godziny i spotkał przestępcę skazanego prawomocnym wyrokiem.
Wspomniany przestępca odbył przy dziennikarzu rozmowę telefoniczną, twierdząc, że rozmawia z Banasiem. Po publikacji reportażu prezes NIK tłumaczył, że wynajął kamienicę synowi tego mężczyzny. - To nie jest mój żaden dobry znajomy, ja nie utrzymuję żadnych bliższych kontaktów z tamtym środowiskiem. Ten, którego pokazano w "Superwizjerze", to jest ojciec młodego człowieka, który wynajął mój dom pod działalność hotelarską - odpowiedział Banaś w telewizji państwowej.
Banaś tłumaczył, dlaczego zdecydował się wynająć kamienicę kamienicę za 5 tysięcy miesięcznie. - Niższa cena wzięła się stąd, że ta kamienica miała być kupiona na podstawie umowy przedwstępnej. W finale później, już przy rozliczeniu, ta cena miała być wyrównana - podkreślał wówczas Banaś.
Autor: js//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24