CBA nie ma wątpliwości, że był przeciek z afery hazardowej. Kto ostrzegł biznesmenów, że są rozpracowywani? Jeden z tropów prowadzi do resortu sportu. Minister Mirosław Drzewiecki i jego najbliżsi współpracownicy byli zaangażowani w załatwianie pracy córce właściciela firmy hazardowej. Niewykluczone, że podczas rozmowy z nią wyjawiono, że jej ojciec jest pod lupą CBA.
Pod koniec sierpnia współwłaściciele firm hazardowych: Ryszard Sobiesiak i Jan Kosek, zorientowali się, że są podsłuchiwani. I wtedy natychmiast ucięli swoje kontakty z politykami PO: Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim.
Kto ich ostrzegł? Według CBA – jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna" – informacje, że są rozpracowywani przekazał im albo minister Mirosław Drzewiecki, podczas spotkania z Sobiesiakiem 25 sierpnia, albo szef jego gabinetu politycznego Marcin Rosół, który spotkał się z córką Sobiesiaka dzień wcześniej.
Biznesmen - jak się okazało przy okazji śledztwa CBA w sprawie afery hazardowej - w kontaktach z Drzewieckim i Chlebowskim zajmował się nie tylko walką o korzystne dla branży hazardowej zapisy w ustawie o grach losowych, ale też załatwiał pracę dla córki.
Mieli posadę, ale nic nie wyszło
Jak pisze "Rzeczpospolita", wiosną biznesmen przekazał jej CV Drzewieckiemu z prośbą o znalezienie intratnej posady. Minister miał obiecać pomoc i zlecić sprawę szefowi swojego gabinetu politycznego. Odtąd to Rosół kontaktował się z Sobiesiakiem. Pytał go m.in., czy córkę interesuje stanowisko wicedyrektora Centralnego Ośrodka Sportu. Ale Sobiesiak nie był tą propozycją usatysfakcjonowany. - Mirek proponował dla córki coś poza resortem, jakąś firmę turystyczną – twierdził.
W końcu doszli do porozumienia, że odpowiednia byłaby posada w Totalizatorze Sportowym. W efekcie Magdalena Sobiesiak złożyła aplikację jako kandydatka na członka zarządu TS.
Rozmowa kwalifikacyjna miała się odbyć 26 sierpnia. Dwa dni wcześniej spotkała się z Rosołem w warszawskiej restauracji Pędzący Królik, co potwierdził sam szef gabinetu Drzewieckiego. Dzień przed rozmową kwalifikacyjną zrezygnowała. Jej ojciec tłumaczył znajomemu z branży, że wycofał córkę, "bo tam KGB, CBA".
Zaś Rosół tak wyjaśnia decyzję córki biznesmena: - Powiedziałem jej, żeby się wycofała. Że zostaniemy doklejeni do jakiejś mafii hazardowej, że jeśli wystartuje, to ten Marek Przybyłowicz zrobi z tego aferę. I ona się wycofała.
Bo chcieli ich dokleić do mafii
Kim jest Przybyłowicz? Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", to były wiceprezes Związku Tenisa Stołowego. Na własną rękę tropi nieprawidłowości w grach losowych. Donosi służbom, że w Ministerstwie Sportu pisma tworzą lobbyści od hazardu, informuje minister Julię Piterę.
Skąd Rosół wiedział, że Przybyłowicz "doklei do mafii hazardowej" kogoś z resortu? Rosół: - Wiedzieliśmy, że chodzi po mieście i opowiada, że w ministerstwie jest mafia, że on już doniósł na nią do CBA i innych służb. Takie informacje przekazał mi pan Andrzej Kawa z Centralnego Ośrodka Sportu. Kiedy? Nie pamiętam.
Po spotkaniu w kawiarni kontakty Sobiesiaka z urzędnikami resortu nagle się urywają. - Kiedy Sobiesiak próbował dzwonić do ministra, mówiłem mu, że minister jest zajęty - mówi Rosół. I zapewnia jednocześnie, że nie miał nic wspólnego z przeciekiem.
Był przeciek, bo musieli się tłumaczyć?
Tyle, że w sierpniu resort sportu musiał się wytłumaczyć premierowi z działań ws. ustawy o grach losowych. Chodziło o dokument, który w czerwcu wyszedł z ministerstwa, a w którym zalecano wykreślenie zapisu o dodatkowej daninie nałożonej na firmy hazardowe (wpływy do budżetu miały wynieść 469 mln zł i pójść na Euro 2012). O usunięcie zapisu zabiegali biznesmeni firm hazardowych (we wrześniu minister próbował odkręcić sprawę i wysłał do resortu finansów drugie pismo, że chciałby jednak uzyskać pieniądze z daniny).
Premier zażądał wyjaśnień po rozmowie szefem CBA, która odbyła się 12 sierpnia (Mariusz Kamiński alarmował wtedy, że "zagrożony jest interes państwa"). Szefowi rządu tłumaczyli się kolejno wiceminister finansów Jacek Kapica, a później Drzewiecki. - W czasie tego spotkania nie ujawniłem mu żadnych tajnych informacji - zapewnił dziennikarzy premier.
Kamiński ma pretensje
Dwa tygodnie po spotkaniu Kamińskiego z Tuskiem agenci CBA zorientowali się, że doszło do przecieku. Kamiński natychmiast zareagował. 12 września wysyłał w tej sprawie pismo do premiera.
Następnego dnia spotykał się z szefem rządu i koordynatorem służb specjalnych Jackiem Cichockim. - Pan Kamiński poinformował mnie, że będzie miał postawione zarzuty w tak zwanej sprawie rzeszowskiej i mówi, że w jego ocenie w sprawie hazardowej doszło do przecieku - relacjonował Tusk.
Szef CBA ma do niego pretensje i sugeruje, że to Kancelaria Premiera odpowiada za przeciek. To stamtąd informacja o akcji CBA mogła trafić do resortu sportu.
mac//kdj/k
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna", "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24