Ekstra 60 tys. zł - poza regularną pensją - zarobił w ciągu 15 miesięcy szef gabinetu politycznego Mirosława Drzewieckiego, Marcin Rosół. Politycy są oburzeni. - Załatwiacz interesików dostaje nagrodę z naszych podatków - komentował Grzegorz Napieralski. - Bulwersujące - dodawał Jarosław Gowin.
O sprawie napisała "Rzeczpospolita". Marcin Rosół pracował jako szef gabinetu politycznego Drzewieckiego od 1 lipca 2008 r. do 5 października 2009 r. Jego regularne zarobki wynosiły 6,5 tys. zł brutto miesięcznie, ale w 2008 r. za półroczną pracę zainkasował 23 500 zł. W 2009 r. za dziewięć miesięcy pracy Rosół dostał 36 500 zł.
Ostatnią nagrodę otrzymał 28 września 2009 r. Było to na dwa dni przed ujawnieniem przez "Rzeczpospolitą" stenogramów z podsłuchów posła PO Zbigniewa Chlebowskiego, króla branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka i Drzewieckiego.
Mirek Drzewiecki, mimo że w PO uchodził za skąpca, dla osób, które były z nim blisko związane, zawsze miał hojną rękę rosół
"Bulwersujące nagrody"
Środowisko polityków jest oburzone informacjami dotyczącymi jego zarobków. - No to jest skandal! Osoba, która jest w gabinecie politycznym jest załatwiaczem drobnych interesików, dostaje po prostu za te interesiki nagrodę z naszych podatków. No to jest przerażające - uważa Napieralski (Lewica).
Także Jarosław Gowin (PO), mimo że pracodawcą Rosoła był jego partyjny kolega, odcina się od takich praktyk. - 60 tysięcy to jest kwota, o której większość Polaków mogłaby marzyć. Dla mnie tego rzędu nagrody są bulwersujące i kompletnie niezrozumiale - stwierdził. A Krzysztof Putra (PiS) domaga się wyjaśnienia sprawy.
Nagroda za zadania specjalne?
Bartosz Arłukowicz, poseł Lewicy i wiceszef komisji hazardowej, przed którą kilka dni temu zeznawał Marcin Rosół nie ma wątpliwości: takie premie to skandal. – Jak widać, pan Rosół był w ministerstwie bardzo potrzebny i ceniony, a za zadania specjalne sowicie wynagradzany – ocenia poseł Lewicy.
Jak przypomina gazeta, nagrody dla członków gabinetu politycznego przyznaje minister. Mogą je otrzymać pracownicy, którzy przepracowali w ministerstwie minimum trzy miesiące i – jak wynika z regulaminu – "wykazali się zaangażowaniem i realizacją zadań".
Premiowy skandal
Ale osoby związane z resortem sportu ani trochę nie są zdziwione takimi nagrodami. – Mirek Drzewiecki, mimo że w PO uchodził za skąpca, dla osób, które były z nim blisko związane, zawsze miał hojną rękę – mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" poseł PO. – Rosół należał do najbliższych z najbliższych - dodaje.
W ministerstwie sportu Rosół miał najwyraźniej sporą władzę. – Był drugą osobą po ministrze – twierdzi jedna z osób pracujących w resorcie. – Gdy Drzewiecki wyjeżdżał, Rosół zaczynał rządzić. Drzewiecki nie miał zaufania do urzędników. – Wolał zapłacić większe pieniądze fachowcom, którzy sprawią, że projekty będą dobrze prowadzone – przekonuje współpracownik ministra.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP