Pięknie było już po pierwszej serii, Kamil Stoch prowadził, o 3,4 pkt przed Austriakiem Michaelem Hayboeckiem. Do wykonania miał ten jeden, jedyny krok, tak blisko i tak daleko do sukcesu. I zrobił go, wygrał, jest mistrzem olimpijskim igrzysk 2018 na skoczni dużej.
Kibice denerwowali się na pewno. Przecież tam, w Pjongczangu, w pierwszym konkursie na skoczni normalnej, Polacy po pierwszej serii też prowadzili - wtedy liderował Stefan Hula, a Stoch był drugi. I skończyło się miejscami poza podium.
Jak pocisk
Teraz Stoch na nerwy nie mógł sobie pozwolić. Przed finałową próbą usiadł na belce startowej, popatrzył w dal. O czym myślał?
Niemiec Andreas Wellinger huknął aż 142 m, bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę.
Polak ruszył, jak pocisk poszybował w przepaść. 136,5 m. Wystarczy? Sekundy ciągnęły się w nieskończoność. Tak, wystarczyło - ma złoto, trzecie olimpijskie złoto w karierze, bo przed czterema laty wygrał w Soczi obydwa indywidualne konkursy.
Srebro dla Wellingera. Brąz zgarnął Norweg Robert Johansson.
To pierwszy medal polskiej reprezentacji w Pjongczangu.
Autor: rk / Źródło: sport.tvn24.pl