Wraz z przyjściem Piotra Kownackiego skończyła się w pałacu prezydenckim era kiepskiej polityki informacyjnej, a członkowie rządu znaleźli twardego przeciwnika. W sobotniej "Rzeczpospolitej" sylwetka wiceszefa Kancelarii Prezydenta.
Prezydent trzykrotnie proponował mu pracę. Zgodził się dopiero, gdy krążyły pogłoski, że stanowisko szefa Kancelarii Prezydenta będzie wolne, bo odchodzi Anna Fotyga. Wcześniej był wiceprezesem Najwyższej Izby Kontroli (m.in. za prezesury Lecha Kaczyńskiego), wiceprezesem Banku Ochrony Środowiska, prezesem Orlenu.
"Kownacki to człowiek, który nie da sobie dmuchać w kaszę. Potrafi jedną ironiczną uwagą ugodzić człowieka do żywego. A poza tym jest doskonałym organizatorem pracy, więc w kancelarii wszystko będzie chodziło jak w zegarku" - mówi o byłym współpracowniku prezes NIK Jacek Jezierski.
Były prezes Izby Janusz Wojciechowski wspomina, że gdy obejmował stanowisko jego poprzednik - Lech Kaczyński - mówił mu, że ma dwóch zastępców, ale jednego ceni bardziej. Nie powiedział, którego ma na myśli, ale Wojciechowski domyśla się, że mówił o Kownackim.
Zdaniem wieloletniej znajomej Kownackiego Doroty Safian przyjęcie pracy w Kancelarii Prezydenta to trzecia wolta Kownackiego. Pierwszą - w jej ocenia - było zbliżenie się do PiS, bo "pod pewnymi względami nie przystawał do tej partii", a drugą praca w Orlenie, bo z urzędnika stał się biznesmenem.
Źródło: "Rzeczpospolita"