Naprawdę. Kupiłem bilety, poszedłem do Teatru Polonia, nawet nie wiedziałem, że idę na własny występ. No może z tym występem to trochę przesadzam. Lekko speszony powiedziałem raptem dwa zdania. Ściśle rzecz biorąc, odczytałem je z kartki.
Okazało się, że jestem znajomym Pani Krystyny i dzwonię do niej, czy już wie, dokąd pojedzie na wakacje. Nie wiedziała. Zdaje się (nie bardzo pamiętam, bo kartkę mi potem zabrali), no więc zdaje mi się, że chciałem z nią jechać razem. Ale ona nie chciała. Hm…
Sztuka nazywa się „Skok z wysokości” i jest jednym z licznych monodramów, w których Krystyna Janda czuje się chyba najlepiej. Półtorej godziny błyskotliwych żartów i prawdziwej frajdy: muzycy grają greckie melodie, a Janda chodzi po metalowym pomoście i zastanawia się, czy skoczyć do basenu z trampoliny, bo syn ją o to prosi.