Rośnie liczba skarg na pracę policjantów. Choć warszawscy funkcjonariusze chwalą się coraz lepszymi ocenami, również liczba niezadowolonych rośnie - pisze "Życie Warszawy".
Oto przykład z piątku: Biuro Spraw Wewnętrznych (policja w policji) zatrzymała 34-letniego policjanta z Bemowa. Prokuratura zarzuca mu, że w wakacje 2006 r. z trzema kolegami (cywilami) włamał się do hotelu w Hrubieszowie. To nie jedyny przypadek, gdy policjant zostaje oskarżony o przewinienia.
Do komendy stołecznej wpływa coraz więcej skarg na pracę policjantów. W 2005 r. były średnio prawie cztery zgłoszenia dziennie – tylko od zwykłych ludzi. Rok później – już średnio pięć pism co dnia. W 2007 r. ("ŻW" ma dane do września) ta liczba dalej rośnie. "Tylko znikoma cześć ze złożonych skarg potwierdza się. Z tych, które wpłynęły w tym roku, zasadnych są tylko 73" – pociesza się komisarz Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji.
Czego najczęściej dotyczą zażalenia? "Zasadności lub sposobu przeprowadzenia interwencji, sposobu lub terminowości wykonywania czynności czy też bezczynności lub opieszałego załatwiania spraw" – mówi Szyndler. Jak przyznają policjanci, najwięcej skarg jest na niekulturalne komentarze ze strony funkcjonariuszy. Mieszkańcy stolicy narzekają także na zbyt długi czas dojazdu do wezwania. "Nie zapominajmy, że nie wszystkie błędy popełniane przez funkcjonariuszy są zgłaszane. Powód? Ludzie się boją późniejszej reakcji lub wiedzą, że nie ma to sensu, ponieważ i tak nie uda się niczego udowodnić. Dotyczy to głównie narkomanów czy bezdomnych" – przyznaje oficer komendy stołecznej.
Źródło: "Życie Warszawy"