Zmarł piłkarz. Zmarł człowiek. To zawsze tragedia. Wielu z nas słysząc o tym, że umiera 22- letni chłopak, widząc jak opłakują go inni, widząc jego dramat niemal na żywo czuje wielki smutek. Bo przecież trudno się z tym pogodzić. Straszna jest myśl, że jeszcze nie tak dawno patrzyliśmy na niego, cieszyliśmy się z jego zagrań, krytykowaliśmy a nawet, być może, wyśmiewaliśmy go. Mimo to, ilekroć do takiej tragedii dochodzi zastanawiam się dlaczego mówimy właśnie o tym kimś.
Dlaczego Marc Vivien Foe, Miki Feher czy Antonio Puerta mają być ważniejsi od wielu innych, którzy też umierają i których śmierć jest dramatem przede wszystkim dla ich najbliższych. Pamiętam, że po raz pierwszy zastanawiałem się nad tym będąc całkiem młodym człowiekiem, małym chłopcem. Byłem na szkolnej wycieczce i tam właśnie ostatniego dnia dotarła do nas wieść o tragicznym wypadku Ayrtona Senny. Nie byłem wtedy wielkim kibicem Formuły 1, choć oglądałem relacje na antenie Eurosportu. Pamiętam jak wróciłem wczesnym rankiem do domu, byłem sam, usiadłem na fotelu i zacząłem płakać. Było mi bardzo smutno. Sportowiec, wielki bohater, który dawał radość milionom, a którego twarz cały czas mam przed oczami nie wyjechał już nigdy na tor. Nie uśmiechnął się, nie pozdrowił machnięciem ręki. Nie mogłem wtedy tego zrozumieć. Zarówno wtedy jak i teraz wiem jednak, dlaczego tak bardzo wydawał się bliski. Przecież wiele o nim wiedziałem, słuchałem jego słów, do pewnego stopnia podziwiałem. Przecież jak już napisałem dawał radość mnie i milionom innych na całym świecie. Dlatego oni go opłakiwali. Dlatego smutny byłem ja.
Tylko raz w życiu zdarzyło mi się płakać po śmierci bliskiego mi młodego człowieka. Kilka lat temu w wypadku samochodowym zginął tragicznie mój kolega, a inny, który z nim jechał niemal cudem przeżył. Jednego dnia kogoś się widzi, chce się mu coś powiedzieć, ale się nie mówi, bo nie ma czasu. A przecież w każdej chwili można zadzwonić lub wysłać sms. Nie w każdej. Czasami już nikt nie odbierze. Nie odpisze. Trudno się z tym pogodzić.
Oczywiście Antonio Puerta nie był mi tak bliski jak osoba, o której wspomniałem. Chwaliłem jego grę w finale pucharu UEFA w Glasgow. To był jego dobry mecz. Widziałem rozradowaną twarz po zwycięstwie. Czy był dobrym człowiekiem? Nie wiem. Dla mnie on, podobnie jak inni, o których mówiłem, jest symbolem przemijania. Tymczasowości tego co jest. Nieprzewidywalności. Jeśli odchodzi ktoś, kto dawał radość lub choć wywoływał uśmiech na twarzy to nie jest to w porządku. Nawet, jeśli jest tylko piłkarzem. Jednym z tysięcy.