Polska służba zdrowia jest chora. Dobrze więc, że rząd Donalda Tuska zdecydował się wreszcie na poddanie jej szokowej terapii. Pytanie tylko, czy zaordynowana nam przez koalicję PO – PSL reforma systemu ochrony zdrowia – jeśli ostatecznie zostanie przeprowadzona – wyjdzie nam na zdrowie? Bo jeśli nie, to pozostanie nam życzyć sobie: obyśmy zdrowi byli! - pisze w "Rzeczpospolitej" Piotr Gabryel.
Jak zauważa autor, w przypadku polskiego systemu ochrony zdrowia niemal wszyscy zgadzają się co do tego, jak nie powinien on być zorganizowany. Otóż nie powinien być zorganizowany tak jak teraz. Natomiast od lat między politykami, lekarzami i pacjentami trwa spór o to, jak powinien być zorganizowany, czyli – w istocie – toczy się spór o to, jak daleko posunąć się we wprowadzaniu do systemu ochrony zdrowia mechanizmów rynkowych. Innymi słowy: w jakim stopniu system świadczenia usług medycznych przez szpitale powinien zostać sprywatyzowany.
Platforma Obywatelska zaproponowała rozwiązanie pośrednie, czyli przymusowe przekształcenie państwowych szpitali w spółki prawa handlowego, z jednoczesnym (co dopisano pod wpływem części opozycji) uniemożliwieniem im przejmowania nieruchomości, w których szpitale się mieszczą. Czy to skutecznie zagrodzi drogę od komercjalizacji szpitali do ich prywatyzacji? Prywatyzacji, która mogłaby drogo kosztować chorych Polaków? A może jednak – na szczęście dla owych chorych Polaków – tej drogi nie zagrodzi, a prywatne szpitale okażą się lekiem na całe zło niewydolnej państwowej służby zdrowia?
Oczywiście pamiętając, że nie ma na świecie narodu (włącznie z najbogatszymi), który byłby w pełni zadowolony ze swego systemu ochrony zdrowia. Nie ma bowiem takiego narodu, który byłoby stać na zapewnienie wszystkim natychmiastowego dostępu do wszystkich najnowocześniejszych procedur medycznych - przyznaje publicysta.
Źródło: "Rzeczpospolita"