Członkowie rządu zbyt często korzystają ze służbowych samolotów. Należałoby się zastanowić nad ograniczeniem tego przywileju - przyznaje na łamach "Rzeczpospolitej" wiceminister obrony narodowej Jacek Kotas.
Przestarzałe samoloty dla VIP-ów dożywają właśnie swoich dni, a zanim rząd kupi albo wyleasinguje nowe, może minąć wiele miesięcy. Skutek - rząd będzie musiał za ciężkie pieniądze czarterować samoloty. "Szukając oszczędności, trzeba będzie być może zweryfikować grono osób, które korzysta z rządowego transportu lotniczego" - mówi wiceszef MON. O kogo chodzi wiceministrowi? - docieka "Rz". Zgodnie z przepisami prawo do korzystania z floty rządowych samolotów i jednocześnie oficjalny status VIP-a (ważniej osoby w państwie) mają prezydent, premier, marszałkowie Sejmu i Senatu. Teoretycznie mogą w każdej chwili zażądać podstawienia samolotu ( w ramach przyznanego im limitu lotów). Ze względu ma fatalny stan floty, uzgadniają jednak między sobą plany podróży. W rozmowie z "Rz" wiceminister Kotas podkreśla, że nie zamierza ograniczać lotów czterem VIP-om. Jednak oprócz nich samolotami lata również wiele innych ważnych osób w państwie, najczęściej członkowie rządu. Za każdym razem muszą dostać zgodę od premiera, prezydenta, czy marszałków. "I właśnie w takich przypadkach należałoby się zastanowić, czy wylot rzeczywiście jest konieczny" - mówi "Rz" wiceszef MON.
Źródło: "Rzeczpospolita"