Pan Jeszcze-Nie-Kretyn uważa, że moje skromne wpisy to polemika z kretynami. Ależ skąd Szanowny Panie! Szkoda czasu i wysiłku! Jeżeli poświęcam kretynom czas, to po to, by dodać odwagi nie-kretynom, by nie czuli się osamotnieni w świecie, w chwili, gdy kretyn wydaje się triumfować na wszystkich frontach. Odwagi!
No, ale dosyć już o kretynach, mogą poczuć się ważni, że ktoś poświęca im tyle uwagi, a przecież nie warto. Raczej chciałbym ponownie przestrzec państwa przed zmęczeniem, przed zniecierpliwieniem demokracją i parlamentaryzmem. Dziś bardziej niż kiedykolwiek wydaje się rzeczą oczywistą, że niektórym siłom politycznym, niektórym politykom, niektórym mediom, bardzo zależy na tym, byśmy poczuli znużenie kłótniami, byśmy zatęsknili za „rządami silnej ręki”, za kimś, „kto weźmie wreszcie to towarzystwo za mordę i zrobi z nim porządek”… To bardzo groźne odczucia. W rzeczywistości – poza brakiem kultury – z naszą demokracją nie jest tak źle. „Parlament” to z francuska miejsce, w którym się rozmawia. Miejsce, w którym ścierają się poglądy. Miejsce, w którym ludzie przeciwstawnych opinii czasami się kłócą. Właśnie do tego jest parlament. Źle byłoby, gdyby takie dyskusje, takie kłótnie, odbywały się na ulicy.
Całe pokolenia Polaków marzyły, ba, walczyły, byśmy mogli mieć nasz polski parlament i by właśnie tam odbywały się – no, może nieco mniej zajadłe - dyskusje na najważniejsze tematy dotyczące ojczyzny. Apeluję więc o czujność: trzeba piętnować tych, którzy w dniach, nacechowanych politycznymi emocjami, przesadzają z krytyką parlamentu, proponują „rozwiązania alternatywne”, czy „zaprowadzenie porządku”. Na margines z nimi!