Kancelaria Sejmu bezskutecznie próbuje odzyskać utracone 270 tys. zł., na które naciął ją b. poseł Samoobrony, Stanisław Łyżwiński, informuje "Dziennik".
Pomysłowy parlamentarzysta założył w Piotrkowie Trybunalskim fikcyjne biuro poselskie - pod adresem prywatnej osoby, która nie miała o tym pojęcia. Bardzo długo nic o tym nie wiedziała też Kancelaria Sejmu.
Po co było Łyżwińskiemu fikcyjne biuro? Na jego rachunku bankowym mógł ukryć pieniądze i swobodnie nimi dysponować. Komornik może zająć prywatne konto posła (tam przelewane są diety), ale już nie konta biura, bo na nie trafiają pieniądze Kancelarii Sejmu.
"Dziennik" ustalił, jak Łyżwiński korzystał z konta w fikcyjnym biurze. Przykład: po wyborach w październiku 2005 roku jego legalne konto (czyli biura w Tomaszowie) zasiliła pieniędzmi Kancelaria Sejmu. Stamtąd poseł przelewał gotówkę dalej. A już z konta w fikcyjnym biurze 100 tysięcy dał synowi Błażejowi. Ten kupił ziemię i leśniczówkę pod Grójcem.
Sprawa przypadkiem wyszła na jaw rok temu - Kancelaria Sejmu zażądała od Łyżwińskiego zwrotu ponad 270 tys. zł. Ale na pisma wysyłane do aresztu (były poseł jest oskarżony w tzw. seksaferze) nie dostała odpowiedzi. Szanse na odzyskanie pieniędzy są niewielkie, bo wszystkie inne długi byłego posła wynoszą prawie 6 mln zł.
Źródło: "Dziennik"