Podobno Warszawa to nudne miasto, władze co i rusz wymyślają więc kolejne atrakcje. A to rok Szopenowski, a to Europejską Stolicę Kultury a to kampanię reklamową w CNN. Letnimi wieczorami podobno nic się u nas nie dzieje a na ulicach hula tylko wiatr. Naprawdę? Ja tam obserwuję od kilku dni, jak Trakt Królewski pięknie ożył, przeobrażając w letni salon, którego pozazdrościć mogą nam Paryż i Londyn razem wzięte.
Chodnik przed krzyżem zamienił się w miejsce, gdzie bywać po prostu wypada i w rankingu miejscówek lanserskich zdetronizował plac między Alejami Ujazdowskimi i Nowym Światem, choć tam krzyże są trzy, a tu tylko jeden. Knajpka z przekąskami i zakąskami przeżywa swoje najlepsze dni, uliczki dojazdowe to taksówkowe eldorado, cała okolica tętni życiem do późnej nocy. Na trotuarze trwa forum wymiany obywatelskich myśli, a kto tego jeszcze nie widział na własne oczy, ten kiep. Idę o zakład, że większość młodych turystów przybywających do stolicy umieściła nocną wizytę na Krakowskim w żelaznym repertuarze warszawskich atrakcji. Może więc lepiej nieszczęsny krzyż zostawić przynajmniej do jesieni – nic tak nie animuje lokalnego życia kulturalno-rozrywkowego. A ile przy tym świeżości i absurdu, którego nawet Monty Python nie wymyślił! „Nie mogę spać, bo tszymam krzyż”, „Zburzyć Pałac – zasłania krzyż” – to ledwie skromna próbka obywatelskiej twórczości. Pomarańczowa Alternatywa już dawno skutecznie udowodniła, że w walce ulicznej absurd może być znacznie skuteczniejszy od kamieni.