Jestem przekonany, że te ponad 10 proc. naszej armii, które przeszło przez Irak – w sumie 15 tys. żołnierzy – będzie stanowić napęd modernizacyjny dla naszych sił zbrojnych, mówi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" minister obrony Narodowej Bogdan Klich.
871 mln złotych, które kosztowała nas pięcioletnia misja w Iraku, to niewiele, ocenia minister. Realne koszty tej operacji były wielokrotnie większe, ale pomogli nam Amerykanie. -"Otrzymaliśmy od nich więcej, niż chcieliśmy, i to na każdym możliwym poziomie – strategiczno-politycznym, operacyjnym i taktycznym".
Szef resortu obrony uważa, że za granicami powinno w sumie służyć nie więcej niż 3,8 tys. naszych żołnierzy, ale nie jest to kres możliwości logistycznych, lecz polityczne optimum.
Minister wyjaśnia, że "byliśmy w Iraku przede wszystkim dlatego, że poparliśmy projekt budowy demokracji w dużym kraju arabskim o odmiennej tradycji". Winą za to, że nie zyskaliśmy ekonomicznie na tej wojnie, że nie mamy kontraktów, obarcza rząd Millera, który w 2003 r. nie omówił wszystkiego z USA przed wejściem do koalicji.
– "Dostęp do korzyści ekonomicznych nie jest podziałem łupów. W Polsce, choć na początku nikt publicznie nie wypowiadał tego oczekiwania, podskórnie było ono obecne. Zaczęło się przedostawać do opinii publicznej, kiedy zaczęły się pierwsze porażki, czyli w 2004 r. Fakt, że rząd Millera nie porozumiał się wcześniej z Amerykanami, to zaniechanie i błąd", ocenia Klich. Dodaje, że teraz najważniejsze jest to, że żadna ze stron nie odżegnuje się od współpracy w przyszłości.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"