Znany z umiarkowanej postawy Mohammed El Baradei, szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, przewiduje, że wkrótce nadejdzie moment, od którego Iran będzie potrzebował zaledwie 6-12 miesięcy na skonstruowanie pierwszej własnej bomby nuklearnej. Ten moment nastąpi w chwili, gdy irańscy naukowcy będą mieć w ręku wszystkie elementy do budowy bomby A.
Czyżby na trzydziestą rocznicę irańskiej rewolucji islamskiej zimą 2009 r., która wyniosła do władzy radykalnych ajatollahów Iran miał stać się kolejnym mocarstwem atomowym? Byłoby to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii najnowszej. Czarny scenariusz zakłada, że władze w Teheranie dążąc do zdobycia przewagi strategicznej w regionie Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu traktować będą broń atomową jako stały element groźby, a nie jak w przypadku USA, Francji, Wielkiej Brytanii, Chin, Rosji czy Izraela, broń której się w zasadzie nie używa i która jest ostateczną gwarancją pokoju. Iran może wyposażyć w pociski atomowe na przykład radykalne bojówki muzułmańskie, które rozpierzchną się po całym świecie i będą terroryzować państwa i społeczeństwa uznane w Teheranie za wrogie.
Niewątpliwie rozpoczyna się odliczanie do decydującego starcia wokół irańskiego programu atomowego. Kilka tygodni temu lotnictwo Izraela przeprowadziło wielkie manewry na Morzu Śródziemnym, których celem było sprawdzenie gotowości państwa żydowskiego do ataku na obiekty atomowe Iranu. Samoloty izraelskie przeleciały dystans około półtora tysiąca kilometrów, tankowały w powietrzu i na dodatek ćwiczyły powrót po wielkiej akcji zbrojnej do Izraela.
Manewry śródziemnomorskie mogą być wielorakim sygnałem ze strony władz państwa żydowskiego. W stronę Iranu – że Izraelczycy nie żartują i nawet samotnie, bez czynnego poparcia Ameryki, i przy biernej, aczkolwiek co ciekawe życzliwej postawie sunnickich potęg Arabii Saudyjskiej i Egiptu, niechętnych Iranowi, zdecydowani są nie dopuścić do uzbrojenia Teheranu w broń nuklearną. W stronę Ameryki – że Izraelczycy i nie żartują, i na dodatek pokazują nowej ekipie w Białym Domu, bez względu na jej barwy polityczne, że Iran pozostać powinien naczelnym wyzwaniem strategicznym dla Waszyngtonu i jego sojuszników. Sygnał może być przeciwny – że Izrael na razie zachowuje sobie kartę wojenną w kieszeni, i choć ma ją przygotowaną, stawia na dyplomację.