Sztandar sowiecki, który został zatknięty na budynku Reichstagu w maju 1945 r. symbolizuje największy triumf w historii Rosji (wtedy ZSSR) – zwycięstwo w totalnej wojnie z III Rzeszą Niemiecką. Triumf sowiecki nad Niemcami nie miał sobie podobnych w historii nowożytnej Europy. Był to triumf całkowity, połączony z zajęciem i zrujnowaniem wielkich obszarów terytorium niemieckiego oraz zajęciem stolicy Berlina. Ofiarą tej wojny padły nie tysiące, nie setki tysięcy, ale milionowe rzesze cywilów i wojskowych. Europa do dzisiaj odczuwa i długo będzie odczuwać skutki maja 1945 r. Choćby współczesne granice Polski i jej sąsiadów biorą swój początek właśnie od tamtego wydarzenia. Wtedy uznano granice często za niesprawiedliwe, dzisiaj racją stanu wielu państw jest obrona tych elementów istniejącej mapy politycznej, które rysował wielki triumfator sprzed 65 lat – Józef Stalin.
Rosji i Rosjanom bardzo trudno jest odciąć się od stalinowskiego dziedzictwa i od samego Stalina. Proces tak zwanej destalinizacji przeprowadzono powierzchownie po 1956 r., wrócono do destalinizacji za czasów Gorbaczowa i Jelcyna, ale również wtedy, w latach 80-tych i 90-tych, rozprawa z ponurą spuścizną nie została dokończona. Rosja Putina wstrzymała rozrachunek ze stalinizmem, a nawet zaczęła jego stopniową, także nie całkowitą, rehabilitację. Od kilku tygodni w Polsce i innych krajach rośnie nadzieja, że w Rosji podjęto ponowną próbę zrzucenia stalinowskiego dziedzictwa. Ale ta nadzieja, że tym razem destalinizacja może być naprawdę zasadnicza, może zderzyć się z rzeczywistością. Czyli silnym przywiązaniem współczesnych Rosjan i współczesnego państwa rosyjskiego do stalinizmu i samego Stalina i zamazaniem prawdy o tyranii i zbrodniach.
Epoka późnego Gorbaczowa i Jelcyna kojarzona jest na obszarze Rosji z zakwestionowaniem komunizmu. Wydawało się naturalnym procesem to, że wraz z przywracaniem czy budową demokracji w krajach rozkładającego się obozu radzieckiego, na fali zrywu antykomunistycznego swoją tożsamość zbuduje nowa Federacja Rosyjska. Wiele państw, które zerwały z Moskwą, jak Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina, a nawet początkowo nieśmiało Białoruś, od dziedzictwa radzieckiego się odcinały. Dla jelcynowskiej Rosji punktem odniesienia miał stać się okres przedbolszewicki, a najlepiej krótki okres rządów republikańskich po upadku cara a przed puczem Lenina. To wtedy w Rosji nie wypadało mówić dobrze o Stalinie, to wtedy rozmowa z Rosjanami o mrocznych kartach ich historii była stosunkowo łatwa. Oficjalna, poradziecka Rosja widziała w eksperymencie komunistycznym, zwłaszcza w jego stalinowskim wydaniu, faktycznie eksperyment antyrosyjski.
Zwrotnicę przestawił Władimir Putin i jego ekipa. Choć niedorzecznością jest nazywanie Rosji Putina od 2000 r. nowym ZSSR, to jednak rozrachunek ze Stalinem został wyhamowany. Swoistej rehabilitacji stalinizmu towarzyszyło wygaszanie demokracji. Za zły stan współczesnej Rosji winę przypisano nie utopijnej i morderczej komunizacji kraju przez 70 lat, zwłaszcza w czasach Stalina, ale eksperymentowi demokratycznemu i rynkowemu ery Jelcyna. Chaos i zygzaki reform Gajdara od 1992 r. i jego następców faktycznie odsądzono od czci i wiary i w sferze publicznej jako wzór pokazywano triumfy uprzemysłowienia kraju lat 30. Wielką nostalgię za imperium radzieckim zewnętrznym i wielkim Związkiem Sowieckim karmiono wspomnieniami o zwycięskiej wojnie z Hitlerem i Niemcami. Stalinizm, wspomnienie kultu jednostki, retoryka neoimperialna stały się modne. Na potrzeby nowej ideologii państwowej wykorzystano pewne elementy stalinowskiej ornamentyki, choćby melodię z hymnu sowieckiego. W polityce historycznej Rosji Putina pomijano niezliczone cierpienia Rosjan i innych narodów w erze Lenina i Stalina, na margines spychano obywatelskie inicjatywy rozliczenia zbrodni stalinowskich.
Nas, Polaków, ten współczesny, nieco aksamitny, ale wciąż przecież złowrogi, kult stalinizmu, oburza. Zastanawiamy się, co może skłaniać Rosjan i Rosję, do opiewania tyrana, który przyczynił się do śmierci przynajmniej 20-25 milionów Rosjan i innych obywateli byłego Związku Sowieckiego. Nie potrafimy zrozumieć, jak można tłumaczyć dobrem państwa i potrzebą budowy silnej władzy rzeź najznakomitszych elit Rosji. Elit intelektualnych, wojskowych, naukowych, inżynieryjnych. Jak można było zagłodzić kilka milionów chłopów, którzy byli żywicielami Rosji i mogli sprawić, że państwo sowieckie stałoby się samowystarczalne żywnościowo ? Jesteśmy kompletnie zagubieni, kiedy zderzamy się z faktem, że Rosjanie wiedząc wszak o stalinowskim Gułagu, utrzymują, że to Rosja Gorbaczowa i Jelcyna, państwo względnych swobód, jest odsądzana od czci i wiary jako czas upokorzenia dumy rosyjskiej.
Patrząc na rosyjską dumę ze zwycięstwa z Niemcami, szanując Rosję i narody byłego ZSSR za ich tytaniczny wkład w zwycięstwo nad narodowym socjalizmem, nie zapominamy przecież, że Stalin i jego dworzanie doprowadzili swój kraj na skraj klęski w wojnie z Niemcami. Nie zapominamy, że to Stalin ramię w ramię z Hitlerem podbijał Polskę i państwa bałtyckie. I że Stalin ślepo wierząc w pakt z Berlinem naraził swoje wojska na miażdżące uderzenie Wehrmachtu. Wielu Rosjan czy Ukraińców, oraz Litwinów, Łotyszy czy Estończyków, tak szczerze nienawidziło państwa sowieckiego, że weszło w pakt z hitlerowskim diabłem, także za cenę współudziału w narodowosocjalistycznym ludobójstwie. Zemsta Stalina za najmniejszy nawet akt nielojalności była straszliwa i obejmowała całe narody. Rosja słusznie dumna ze zwycięstw pod Moskwą, Stalingradem, Kurskiem czy Berlinem często zapomina i nie chce pamiętać, że miliony sowieckich żołnierzy i oficerów straciło życie na skutek obłędnego kierowania wysiłkiem wojennym przez Stalina. W niczym nie ujmie to współczesnej Rosji, jeśli upomni się o rzesze ofiar stalinizmu, w tym o rozstrzelanych żołnierzy i oficerów sowieckich, ukaranych za porażki bitwie z Niemcami, o zesłanych do łagru jeńcach, którzy wrócili z niewoli niemieckiej, o zabitych z rąk NKWD żołnierzach, którzy próbowali wycofać się podczas walk z Niemcami. Ofiarami zbrodniczych oddziałów zaporowych NKWD i oddziałów karnych padły dziesiątki tysięcy wojskowych. Inne kompletnie bezsensowne ofiary Stalina, to ludzie którzy nawet podczas wielkiej wojny „ojczyźnianej” byli prześladowani, wysyłani do łagrów, pozbawiani honoru. Masowe aresztowania wrogów ludu w ZSSR nie skończyły się wraz z wybuchem wojny. Jakiż to ponury paradoks, że dopiero atak niemiecki na Związek Sowiecki uratował wolność i nawet życie wielu dowódcom sowieckim, których Stalin skazał na łagry i na rozstrzelanie na fali obłędnych czystek w armii.
W Polsce witamy z zadowoleniem pierwsze zwiastuny nowej fali de-stalinizacji. Polacy straszliwie ucierpieli z rąk Stalina. Utraciliśmy państwo, II Rzeczpospolitą, utraciliśmy dawne centra polskiej kultury na Wschodzie, utraciliśmy dziesiątki tysięcy ludzi z elit, zamordowanych w Katyniu i innych miejscach oraz tych, którzy nie przeżyli łagrów, zesłania, niewolniczej pracy. Pielęgnujemy o nich pamięć. I właśnie dlatego doskonale wiemy, że bez upomnienia się przez Rosję o rosyjskie i sowieckie ofiary, bez nazwania z imienia i nazwiska każdej z ofiar, nie będzie pełnej de-stalinizacji. Dlatego bądźmy cierpliwi domagając się rozliczenia stalinizmu. Nawet jeśli Rosja Miedwiediewa i Putina zdecyduje się, co nie jest pewne, na strącenie z piedestału Stalina i jego złowrogiej spuścizny, to miną lata, zanim ten proces będzie autentycznie pełny. Proces destalinizacji można zawrócić, tak jak stało się po obaleniu Chruszczowa czy po odejściu Jelcyna.