To podobno wcale nie odkrywcza teoria, bo – jak się właśnie dowiedziałem – od jakiegoś czasu lansuje ją „Krytyka Polityczna”. Nie wiem, nie czytałem. Wiem jednak, że Amerykanie wybrali właśnie Tuska.
Szczerze mówiąc – wydawało mi się, że jednak nie wybiorą. Że powtórzy się scenariusz polski z 2005 roku, kiedy przez całą kampanię zwycięzcą wyborów czuł się Tusk, a na ostatniej prostej lepszy był Kaczyński. W Stanach zanosiło się na podobny rozwój wydarzeń – McCain zmniejszał dystans, Obama otwarcie mówił, że boi się o to, czy biali wyborcy zagłosują na Murzyna. Nagła zmiana nad urną wisiała w powietrzu – ale się rozmyła, tu moje przewidywania polskiego scenariusza w USA się nie sprawdziły. Przynajmniej co do scenariusza z roku 2005. Bo jeżeli porównać wybór Ameryki do naszych wyborów z 2007, to wychodzi nam prawie czysta powtórka.
Powtórka frekwencji. Czy oglądając amerykańskie kolejki do urn nie przypomniały się Państwu obrazy Polaków czekających godzinami przed konsulatem w Londynie? Albo komisja wyborcza na Ursynowie, przez którą Polska czekała na ogłoszenie wyników, bo chętnych było tylu, że kart zabrakło? Powtórka programowa. Czy jesteście Państwo w stanie – teraz, bez zgłębiania dokumentów – podać program Obamy? W sprawie podatków? W sprawie obrony antyrakietowej? W sprawie rosyjskiej? A Tuska program przed wyborami Państwo znali? Nie? Może dlatego, że właściwie ograniczał się do kilku haseł? Powtórka wizerunkowa. Obama i Tusk. Obaj młodzi (jak na polityków zajmujących takie stanowiska), przystojni, mili, sympatyczni, uśmiechnięci, błyskotliwi, inteligentni.
Powtórka antypatii. Oba głosowania były głosowaniami nie „za”, ale „przeciw” – przeciw rządzącym obecnie. I wreszcie – powtórka nadziei. Obaj politycy przed wyborami roztoczyli wizję zmian, czasem wręcz cudów, rozbudzili ogromne nadzieje na lepsze czasy. To właściwie podsumowuje wcześniejsze cztery powtarzające się punkty. Jest jedna różnica – Obamie będzie ciężej. Tusk, jak coś mu nie wyjdzie, czegoś nie przygotuje, zawsze może zrzucić winę na prezydenta – nie wychodzi, bo Kaczyński wetuje, albo nie przygotowujemy ustaw, bo Kaczyński zawetuje. Obama nie ma Kaczyńskiego, ma za to wymarzoną sytuację i pełnię władzy. Współczuć czy gratulować?