- Martynę wychowywała babcia. Z dziewczyną zawsze były jakieś problemy. Szkoda, bo jej dziadkowie to porządni ludzie - mówią sąsiedzi Martyny L. podejrzanej o zabójstwo nowonarodzonego syna. Kobieta ukrywała ciążę. Urodziła w domu, noworodka zawinęła w ręcznik i pozostawiła na kilka godzin. Grozi jej dożywocie.
Martyna mieszkała w domu dziadków na przedmieściach Bełchatowa (łódzkie). Rodzina cieszyła się dobrą opinią chociaż - jak mówią sąsiedzi - Martyna bywała krnąbrna i potrafiła "dawać w kość" swojej babci. Nikt jednak nie przypuszczał, że za murami zadbanego, podmiejskiego domu może dojść do takiej tragedii.
Martyna L. w minionym tygodniu urodziła siłami natury dziecko w swojej łazience. Pępowinę przecięła nożyczkami, a dziecko owinięte w ręcznik zostawiła na kilka godzin. Dopiero po tym czasie pojechała do szpitala. Kiedy zobaczył ją personel, w ręku trzymała reklamówkę. Jak się później okazało - w środku był jej martwy syn.
- Trudno mi w to uwierzyć. Może Martyna bała się, że nie da rady wychować dwójki dzieci? - zastanawia się jedna z sąsiadek, która prosi o anonimowość.
24-latka dwa lata temu urodziła synka, którego wychowywała razem z 32-letnim partnerem. Nie wiadomo, czy on jest ojcem - kiedy Martyna L. składała wniosek o becikowe podała, że nie zna danych ojca.
Nie chciała dziecka?
Prokuratorzy ustalili, że kobieta ukrywała ciążę - również przed bliskimi. Konkubent Martyny L. zeznał śledczym, że o ciąży dowiedział się dopiero w momencie rozwiązania.
- Miała brzuszek. To było widać, ale kiedy ktoś pytał Martyna odpowiadała, że nie spodziewa się dziecka. Wszystkim mówiła to samo, więc nikt nie dopytywał - mówi przed kamerą TVN24 jedna z sąsiadek.
Dopytywać o ciążę miała też babcia 24-latki. - Nie chcę o tym rozmawiać. Ja już mam dość zdrowie zmarnowane - tłumaczy.
Dlaczego 24-latka zabiła swoje dziecko? Śledczy nie wykluczają, że po prostu nie chciała już potomstwa. Prokuratorzy wstępnie wykluczyli, że za tragedię może odpowiadać szok poporodowy.
Martyna L. przyznała się do zabójstwa. Decyzją sądu została aresztowana na trzy miesiące.
- Zarzuty usłyszał też jej konkubent, który nie wezwał na czas pomocy do narodzonego dziecka - tłumaczy Sławomir Mamrot z piotrkowskiej prokuratury. Śledczy zarządzili dozór policyjny względem mężczyzny.
Bez sygnałów alarmowych?
Rodzina Martyny L. nigdy nie korzystała z pomocy miejskiego ośrodka pomocy społecznej.
- W tej rodzinie nie działo się nic niepokojącego. Jedyny kontakt z tą kobietą mieliśmy przy okazji wniosku o becikowe - tłumaczy Marianna Bykowska z bełchatowskiego MOPS. Bykowska zapowiada, że pracownicy społeczni przyjrzą się rodzinie. - Zorientujemy się, czy i jaka pomoc jest niezbędna - wyjaśnia.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź