- Jeden lekarz może na przykład zajmować się trzema oddziałami i izbą przyjęć. Może dojść do sytuacji, że trzeba będzie wybrać, kto przeżyje - tak we "Wstajesz i wiesz" o pomyśle resortu zdrowia na radzenie sobie z kryzysem w systemie ochrony zdrowia mówił Tomasz Karauda, lekarz rezydent.
Tomasz Karauda, lekarz rezydent ze szpitala im. N. Barlickiego w Łodzi odniósł się na antenie TVN24 do pomysłu resortu zdrowia, aby pozwolić dyrektorom szpitali na zmniejszanie zabezpieczenia oddziałów dyżurami lekarskimi. Jego zdaniem pomysł jest skandaliczny.
- Już teraz zajmuję się trzema oddziałami. Po wejściu w życie zapowiadanego przez resort prawa, dyrekcja będzie mogła mnie skierować też do pracy na izbie przyjęć - mówił rozmówca TVN24.
A to - jak twierdzi - prosta droga do dramatycznych sytuacji.
- Jeżeli będę miał człowieka na oddziale w ciężkim stanie klinicznym, to powinienem być cały czas przy nim. Jeżeli w tym czasie na izbę przyjedzie wymagający natychmiastowej reakcji pacjent, to będę musiał wybrać, kogo będę ratował. Dodam, że w wielu szpitalach izby przyjęć są w innym budynku niż oddziały - zaznaczał lekarz.
Dodał, że sytuacja, w której lekarz ma "decydować, kto przeżyje" jest "niedopuszczalna i absurdalna".
- Przecież lekarz ponosi odpowiedzialność nie tylko karną, ale też moralną. Będzie musiał sobie poradzić z tym, że komuś nie pomógł - mówił gość TVN24.
Tłumaczył, że wypowiadanie umów opt out (na podstawie których medycy pracowali więcej niż zapisane w Kodeksie pracy 48 godzin) ma związek z troską o pacjenta.
- Kierowca ciężarówki, który przekroczy czas pracy, stanowi zagrożenie. Ale jakoś nikogo nie razi lekarz pracujący przez 35 godzin - zaznaczał.
Dodał, że lekarzom niesłusznie zarzuca się niemoralność.
- Ale czy ktoś chciałby, żeby jego matka czy ojciec byli operowani przez przemęczonego chirurga? Albo żeby poród przyjmował położnik, który w pracy jest drugą dobę? - pytał dr Tomasz Karauda.
Gość TVN24 odniósł się do słów ministra Konstantego Radziwiłła, że protest lekarzy ma podłoże polityczne i "bunt" ma uderzyć w obecny rząd.
- Minister wspominał również o tym, że szantażujemy polityków. Taka postawa to całkowity brak solidarności z grupą zawodową. Konstanty Radziwiłł był przewodniczącym Naczelnej Izby Lekarskiej i jeszcze niedawno formułował identyczne postulaty jak my - podkreślał rezydent.
"Potrzeba decyzji politycznych"
Lekarze rezydenci, którzy od października protestują domagając się zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia do 6,8 proc. PKB do 2021 r. oraz wzrostu wynagrodzeń.
W sytuacji, w której lekarze nie chcą już pracować dłużej niż powinni, system ochrony zdrowia w kolejnych miejscach w kraju może przestać działać.
Rezydent na antenie TVN24 zaznaczał, że szef resortu zdrowia musi "przerwać spiralę nakręcającego się konfliktu".
- Potrzebna jest decyzja polityczna. System ochrony zdrowia musi być dofinansowany - mówił lekarz.
Podkreślał, że Polska jest w stanie pokoju, a mimo to wydaje więcej na obronność, niż wymaga NATO.
- Te środki przecież można by było przeznaczyć na ratowanie pacjentów - mówił Karauda.
Dodał, że premier Morawiecki podkreśla, że stan gospodarki jest bardzo dobry.
- Czemu zatem wciąż dobro pacjentów jest ignorowane, a lekarze trzymający się Kodeksu pracy są karani? - pytał.
"To nasz patriotyzm"
Rozmówca TVN24 mówi, że on - podobnie jak tysiące innych rezydentów - zaraz po studiach bezproblemowo znalazłby pracę za granicą. Tłumaczył, że mają tu bliskich, ale ich pozostanie w kraju jest też oznaką ich patriotyzmu.
- Współczynnik rozwodów w małżeństwach lekarzy jest bardzo wyskoki. Dlaczego? Bo medyków prawie w ogóle nie ma w domu. Czemu zatem jesteśmy atakowani za to, że mamy dość przeciążania lekarzy. Przecież jesteśmy takimi samymi ludźmi, jak inni - podsumował.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź