Zachodnie media ciągle są pod wrażeniem koncertu słynnego polskiego pianisty Krystiana Zimermana. W niedzielę muzyk w Los Angeles wprawił w osłupienie publiczność swoim "antywojennym" wystąpieniem.
Już Zimerman miał zagrać "Wariacje na polski temat ludowy" Karola Szymanowskiego, gdy nagle zwrócił się ku publiczności i oznajmił, że to jego ostatni koncert w USA. Muzyka zdenerwowała bowiem przypisywana Waszyngtonowi chęć dominacji nad światem.
Pianista dodał też, co myśli o amerykańskiej bazie w Guantanamo, a nawet o projekcie tarczy antyrakietowej. - Ręce precz od mojego kraju - krzyknął Zimerman ku zdumionej publiczności.
Niektórzy wyszli
Ludzie, którzy przyszli posłuchać muzyki, nie bardzo wiedzieli, jak zachować się wobec politycznej demonstracji artysty. Niektórzy bili brawo, inni gwizdali, ktoś nawet kazał mu się zamknąć, a kilkadziesiąt osób wymaszerowało w proteście z Diseny Hall w Los Angeles.
- Tak! - zauważył ironicznie Zimerman - Niektórzy maszerują na sam dźwięk słowa "wojsko"! Gdy już skończył swój występ polityczny, pianista zaczął część czysto muzyczną.
Bo fortepian dziwnie śmierdział
Zimerman, wybitny muzyk i zwycięzca konkursu chopinowskiego w 1975 r., nie ukrywa swojej pogardy dla amerykańskiej polityki. Krytykował administrację Georga W. Busha za więzienia CIA, a w 2006 r. zagroził nawet, że do USA nie powróci tak długo, jak republikanin będzie prezydentem.
Złośliwi jednak twierdzą, że stosunek Zimermana do Stanów Zjednoczonych ma nie tylko polityczne, ale i osobiste urazy. W 2006 r. amerykańscy celnicy skonfiskowali mu fortepian, bo klej użyty do jego produkcji... dziwnie śmierdział.
Od tego czasu Zimerman na amerykańskich tournee wozi ze sobą fortepian w częściach.
Źródło: guardian.co.uk, latimes.com