Rytm życia rodziny Ćwiertniów z Sułkowic dyktują… wypadki drogowe. Obliczyli, że średnio dwa razy w miesiącu w ich ogódku lądują auta, które wpadły w poślizg na pobliskim zakręcie. Rodzina przy drzwiach wejściowych trzyma apteczkę i gaśnicę, a Zarząd Dróg Wojewódzkich na razie ogranicza się do obietnic, że nawierzchnia "zostanie poprawiona".
Ćwiertniowie skarżą się, że tuż obok ich domu doszło do około 50 wypadków. Czasem samochody wpadają do ogródka, czasem do rowu. Zdarza się też, że uderzają w ścianę budynku. Na razie wymieniane są tylko barierki, oddzielające działkę rodziny Ćwiertniów od ulicy. Obecnie stojące barierki to już dziesiąta wersja zabezpieczeń.
"Zestaw zakrętowego surwiwalu"
Rodzina wypracowała już własny system działania, kiedy wydarza się wypadek.
- Na początku słychać charakterystyczny huk. Szybko patrzę przez okno, jak wygląda sytuacja, a potem wybiegam z domu i pytam pasażerów i kierowcę, czy nic im się nie stało – relacjonuje pan Marcin, mieszkaniec pechowego domu. Po udzieleniu pomocy poszkodowanym zabezpiecza samochód – odkręca akumulator, jeśli to konieczne używa gaśnicy.
Rannych zazwyczaj opatruje mama mężczyzny, pani Bożena. Robi to już wewnątrz domu. – Bardzo dużo ludzi tutaj opatrzyłam, jeden pan na przykład miał powbijane szkło w twarz – relacjonuje. Kobieta udziela pierwszej pomocy przed przyjazdem karetki, na którą, jak zauważa, trzeba bardzo długo czekać.
Jej syn tłumaczy, że przy drzwiach trzyma przedmioty, składające się na "zestaw zakrętowego surwiwalu" – apteczkę, trójkąt drogowy, odblaskową kamizelkę, gaśnicę. Sam mężczyzna przyznaje, że wypadki już prawie wpisały się w jego codzienność, a pomaganie poszkodowanym to kwestia zwykłej przyzwoitości. Dodaje jednak, że bardzo by go ucieszyło, gdyby nie musiał już tego robić.
Nasłuchują hamulców
Nie oznacza to jednak, że mieszkańcy Sułkowic przyzwyczaili się do rozbijających się o ich domu samochodów. Pani Bożena wspomina, że kilka razy sama była w niebezpieczeństwie – Już nawet staramy się nie stać przed domem. Kiedyś tak stałam, samochód prawie się o mnie otarł. Dziesięć centymetrów bliżej i by we mnie uderzył – relacjonuje kobieta. Jej starsza krewna, która mieszka w domu obok, boi się przebywać we własnym mieszkaniu. Obawia się, że któryś z rozpędzonych pojazdów przebije się przez ścianę i wjedzie do jej sypialni.
Ćwietniowie przyznają, że bez przerwy myślą o tym, kiedy wydarzy się następny wypadek. Ich zdaniem kolizje są zazwyczaj spowodowane warunkami na drogach i śliską nawierzchnią. Wypadki zdarzają się jednak też przy dobre pogodzie. – Zawsze jak przejeżdża samochód, to nasłuchujemy: czy piszczy, czy hamuje. Jeśli nie hamuje, to wszystko jest w porządku – relacjonuje pani Bożena. Jeśli jednak słychać hamulce, matka i syn są gotowi, by reagować.
Remont będzie, ale nie wiadomo, kiedy
Mieszkańcy Sułkowic są na miejscu wypadku pierwsi, później przyjeżdża policja, straż pożarna i pogotowie. – W 90% przypadków policja reaguje bez zarzutu, naprawdę sprawnie. Zdarzało się jednak, że patrol przyjeżdżał tylko po to, żeby wypisać mandat. Raz nawet policjanci wypisywali mandat, a ja stałem na drodze i kierowałem ruchem – wspomina pan Marcin. Chwali natomiast pracę straży pożarnej.
Uderzające w budynek auta niszczą dom Ćwiertniów. Rodzina musiała już wymieniać okna, pojawiło się też pęknięcie na frontowej ścianie. – Odwoływaliśmy się do Zarządu Dróg w Krakowie, ale powiedzieli, że jest mały uszczerbek, więc nie należy się odszkodowanie – rozkłada ręce pani Bożena.
Zarząd Dróg Wojewódzkich w Krakowie o problemie wie, jednak konkretnej daty wymiany nawierzchni na mniej śliską podać nie potrafi. – Zostanie poprawiona nawierzchnia i będzie położona nakładka po wybudowaniu nowej kanalizacji w gminie – zapowiada Roman Leśniak z ZDW. Stanie się to najwcześniej jesienią. Do tego czasu Ćwietniowie będą trzymać w domu „zestaw zakrętowego surwiwalu” i dokupować do niego kolejne gaśnice.
Autor: wini/kv / Źródło: TVN 24 Kraków