Leżeli nieprzytomni na chodniku, tuż przy jednej z głównych ulic w Bielawie. Gdy na miejsce dotarło pogotowie, jedną z nastolatek trzeba było reanimować: - Prawdopodobnie znów dopalacze - oceniają lekarze.
Niedzielne popołudnie. Ktoś na ulicy Piastowskiej w Bielawie zauważa trójkę leżących nastolatków. Dzieci są nieprzytomne. Jedna z dziewcząt nie oddycha. - Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe. W stosunku do jednej z nastolatek prowadzona była reanimacja. Cała trójka trafiła do szpitali - informuje asp. sztab. Paweł Petrykowski, rzecznik prasowy dolnośląskiej policji.
Groźna mieszanka
16-latka, znajdująca się w najcięższym stanie, została przetransportowana do szpitala we Wrocławiu. - Dziewczyna najprawdopodobniej brała leki przeciwpadaczkowe. Straciła przytomność, przestała oddychać i gdyby nie to, że ktoś wezwał pomoc już w tej chwili by nie żyła - relacjonował Tomasz Kanik, reporter TVN24. Życiu dwójki pozostałych nastolatków nic nie zagrażało.
Przy nastolatkach znaleziono foliowy woreczek. W środku było coś przypominającego susz roślinny. Materiał został zabezpieczony do badań. Choć specjaliści są zgodni: to prawdopodobnie dopalacze. Substancja będzie poddana badaniom.
- W badaniach toksykologicznych wyszły między innymi barbiturany. Te substancje powodują głównie stan otępienia, ale w przypadku dziewczyny dodatkowo nałożyć mogło się branie leków - przyznaje Bartłomiej Pacholczyk, lekarz ze szpitala powiatowego w Dzierżoniowie.
Zatrzymany nastolatek
Sprawę bada policja. - Prowadzimy czynności w kierunku stworzenia bezpośredniego zagrożenia dla życia i zdrowia innych osób. Zatrzymaliśmy 15-latka, który udzielił nastolatkom nieznanej substancji. Sprawdzamy, skąd on ją miał - mówi Petrykowski. I dodaje: Chłopcem zajmie się sąd rodzinny.
"Od lat przegrywamy z tym problemem"
- Od 2008 roku nieustannie przegrywamy z tym problemem - przyznaje prof. Mariusz Jędrzejko z Centrum Profilaktyki Społecznej. I tłumaczy: Gdy sprawą zajęli się politycy, producenci "na chwilę się uciszyli", ale nie było to rozwiązanie problemu. - Chodzi o systemową zmianę prawa i zmianę funkcjonowania instytucji. W raporcie Najwyższej Izby Kontroli pokazano, że sanepid nie daje sobie rady - przypomina profesor.
Z raportu, o którym pisaliśmy na tvn24.pl, wynika, że handlarze nie próżnują, a ich klienci siedem razy częściej trafiają do szpitali niż w 2010 roku. Wówczas do placówek medycznych trafiły 562 osoby zatrute dopalaczami, sześć lat później takich osób było już 4,3 tysiąca.
Leczenie zatrutych w 2010 roku kosztowało 940 tys. złotych. W 2016 roku: prawie 3 miliony złotych.
- Dopalacze równolegle atakują nie tylko ośrodkowy układ nerwowy, ale przede wszystkim układ krążenia i układ oddechowy. Tragiczne następstwa zażycia tych środków będą rzutowały na całe życie tych osób - podkreśla Jędrzejko.
"Nie widzę żadnych działań"
- Zauważyliśmy zjawisko produkcji środków zastępczych, tak zwanych dopalaczy, z niektórych leków powszechnie dostępnych bez recepty. Wprowadziliśmy ograniczenie możliwości zakupu tych leków - mówi Bartosz Arłukowicz, były minister zdrowia. Jak podkreśla takie działania mają sens, gdy minister zdrowia współpracuje z różnymi instytucjami i resortami. - Ja nie widzę żadnych czynności ministra zdrowia w tej sprawie. Widzę ministra Radziwiłła, który ściga tabletkę dzień po, a nie widzę żadnej aktywności w sprawie dopalaczy - komentuje Arłukowicz.
Zdaniem byłego ministra zdrowia "sam sanepid sobie nie poradzi". Jak mówi działania powinny być wspierane przez policję, urząd kontroli skarbowej, a nawet służby specjalne.
Nieprzytomnych nastolatków znaleziono w Bielawie:
Autor: tam/kv/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: zdjęcia dzięki uprzejmości doba.pl