17-letni Kamil, ofiara wypadku drogowego, według lekarzy zmarł w piątek. Ale według matki, jej dziecko nadal żyje. Kobieta nie zgadza się z decyzją komisji lekarskiej, która orzekła śmierć mózgu chłopaka. Tymczasem jego ojciec zaakceptował już pobranie narządów, które mogą uratować życie innych ludzi. Przed szpitalem zbierają się znajomi nastolatka, którzy popierają walkę matki. Dramatycznym wyborom przyjrzała się reporterka "Faktów" TVN.
Młodzi ludzie wyposażeni w transparenty z hasłami "Handel organami zamiast ratowania życia" i "Morderstwo w majestacie prawa" pojawili się pod szpitalem przed kilkoma dniami. To ich reakcja na decyzję lekarzy, którzy stwierdzili śmierć mózgu ich 17-letniego kolegi.
"Pacjent od piątku nie żyje"
Chłopak do szpitala trafił w czwartkową noc po wypadku samochodowym.
– Był w skrajnie ciężkim stanie, prawie agonalnym. Zrobiono wszystko, co można było zrobić natychmiast. Jego stan był dramatycznie zły – opisuje dr n. med. Marek Nikiel, dyrektor Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka we Wrocławiu. I przyznaje, że w ubiegły piątek komisja złożona z trzech lekarzy specjalistów orzekła tragiczną dla bliskich Kamila diagnozę. – Stwierdzono śmierć mózgu. Ten pacjent od piątku nie żyje – przekonuje Nikiel.
Matka podważa opinię lekarzy
Z wyrokiem lekarzy nie zgadza się matka chłopaka.
– Kamil wciąż jest podtrzymywany na respiratorach i lekach, które pozwalają mu funkcjonować. Są szanse, ludzie wychodzą z tak ciężkich urazów – twierdzi Agnieszka Wolańska, matka Kamila.
Kobieta chce walczyć o unieważnienie aktu zgonu syna. – Prosiłam o to, bo ze stwierdzonym zgonem żadne hospicjum, szpital czy klinika nie przyjmie Kamila na leczenie – mówi. Jednocześnie podważa diagnozę medyków i zapewnia, że sprawę zgłosi prokuraturze. Jej zdaniem lekarze mieli popełnić szereg błędów, m.in. podać nastolatkowi leki, które wprowadziły go w stan śpiączki farmakologicznej, co miało uniemożliwić prawidłowe badanie przepływu krwi w mózgu.
Medycy z wrocławskiego szpitala na zarzut odpowiadają wprost. – Śpiączki farmakologicznej tu nie było – poinformował lek. med. Piotr Ptaszyński, anestezjolog z Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka.
Znajomi Kamila protestują
Ramię w ramię z matką o Kamila walczą jego znajomi. Negują stanowisko lekarzy, bo - jak twierdzą - ci tylko czekają na pobranie narządów chłopaka.
– Jesteśmy tu po to, by zobaczyli, że nie mogą bezkarnie robić co im się podoba. Już wszystko sobie przekalkulowali, że im się bardziej opłaca oddać jego organy innym, niż go ratować. Przyszliśmy, żeby nie myśleli, że nikt im nie patrzy na ręce – mówi jedna z koleżanek chłopaka.
Ojciec zgodził się na pobranie narządów
W opozycji do matki jest ojciec 17-latka, który pogodził się już ze śmiercią syna i podpisał zgodę na pobranie narządów.
– Rozumiem moją byłą żonę, ale wierzę lekarzom, którzy mówią, że już nic się nie zmieni. Gdyby pobrali od Kamila organy to one mogłyby uratować innych ludzi. Kamil żyłby z nami w ten sposób, a jego serduszko biłoby u innej osoby do końca jej życia – argumentował Grzegorz Wolański.
Lekarze zapewniają, że wbrew rodzinie nie podejmą żadnych kroków. – Sprzeciw matki szanujemy, bo zawsze szanujemy decyzję rodziny. Zwłoki są sztucznie podtrzymywane przy życiu, a o pobieraniu narządów bez odpowiedniej zgody mowy być nie może – podkreślił Ptaszyński.
Autor: Marzanna Zielińska /tam/b/kwoj/zp / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | M. Skrobototowicz, M. Siemaszko