Na potrzeby ratowania zdrowia pacjentki, lekarze z Bytomia musieli jej najpierw trzykrotnie celowo zatrzymać akcję serca. Posunięcie bardzo ryzykowne, dlatego o metodzie poinformowano dopiero teraz - kilka miesięcy po operacji. Materiał programu "Polska i Świat" TVN24.
Przed operacją była na tyle spokojna, że jeszcze pocieszała spanikowanego męża i przerażoną siostrę. Sama skoncentrowała się na przygotowaniach.
- Brwi sobie powyrywałam, zero, zero stresu - opowiadała Aneta Daniel-Cudak, pacjentka śląskiego szpitala.
Wiedziała, że lekarze Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Bytomiu zatrzymają jej serce, by zdezaktywować usytuowanego w jej czaszce tętniaka. Miała świadomość, że na chwilę w pewnym sensie ją uśmiercą, po to by mogła wyzdrowieć.
- Narodziłam się na nowo. Nie ukrywajmy, że lekarze dali mi drugie życie - mówiła Daniel-Cudak.
Bomba z opóźnionym zapłonem
W lutym zaczęły się nudności i bóle głowy, które były na tyle silne, że nie mogła jeść ani spać, nie mogła normalnie funkcjonować. Jej wzrok pogorszył się na tyle, że musiała kupić silniejsze okulary.
- Internista zlecił kilkanaście badań, wszystkie wyszły perfekcyjnie. Poszłam więc do kardiologa, do ginekologa, miałam wykonane badanie tarczycy, USG brzucha - wyliczała kobieta.
W końcu neurolog zlecił rezonans magnetyczny i to badanie nie pozostawiło wątpliwości. Pani Aneta miała tętniaka tętnicy szyjnej, co było bombą z opóźnionym zapłonem. Tętniak to poszerzone naczynie krwionośne, które ciągle pompuje się krwią.
- Napływ do worka tętniaka może powodować to, że tętniak pęknie. To niestety taka mała katastrofa w głowie. Po pęknięciu takiego tętniaka, jeszcze niedawno nawet u połowy pacjentów ten przebieg był niekorzystny - wyjaśniał dr Jacek Trompeta, neurochirurg z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Bytomiu.
Pęknięcie tętniaka może się skończyć udarem, czyli trudnym do przewidzenia zniszczeniem mózgu, a nawet śmiercią.
"Po bólach głowy nie ma śladu"
Lekarze chcieli założyć na naczynie krwionośne tytanowe klipsy, tak by odciąć napompowany już balon, od dalszego napływu krwi. Jednak dostęp do tętniaka był utrudniony, więc by nie doszło do tragedii na stole operacyjnym, musieli najpierw zatrzymać krążenie. Trzy razy.
- Zatrzymanie krążenia jest farmakologiczne. Rzeczywiście efekt hemodynamiczny jest taki, że krew w człowieku nie płynie. Ale ponieważ jest to krótkotrwałe, ryzyko powikłań jest znikome - tłumaczył dr Marek Czekaj, anestezjolog Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Bytomiu.
Dzięki zatrzymaniu akcji serca operacja przebiegła bez zbędnych komplikacji. Pani Aneta wiedziała, że na świecie takich operacji robi się niewiele, ale dopiero po zabiegu uświadomiła sobie, że w Polsce tą technikę zastosowano pierwszy raz. Tuż po operacji zrobiła tylko szybki przegląd całego ciała.
- Widzę, słyszę, ruszam kończynami, wiem jak się nazywam, wiem gdzie jestem, więc jest super - opowiadała Daniel-Cudak.
Dzisiaj po bólach głowy nie ma śladu, a pani Aneta wróciła do starych okularów. Powoli chce wracać do swojego życia sprzed diagnozy.
Autor: tmw/sk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24