- Wielki chaos – tak sytuację na drogach przy cmentarzach określali kierowcy, którzy 1 listopada utknęli w korku na Osobowicach. Wokół innych cmentarzy było podobnie. Po godzinach spędzonych w autach, wielu kierowców parkowało gdziekolwiek i pieszo szło na cmentarz.
- Tragicznie się jeździ po Wrocławiu, a policja tylko stoi i rozkłada ręce, sama nie wiedząc, co ma zrobić – skarżył się Andrzej, który utknął na obwodnicy śródmiejskiej, przy wjeździe na ul. Obornicką. Jechał jednak dalej, w przeciwieństwie do pana Jana.
- Jechaliśmy na ten największy cmentarz trzy godziny z samego centrum Wrocławia. Dojechaliśmy tutaj i nie zamierzamy jechać dalej. Co prawda do cmentarza są jeszcze 2 kilometry, ale wolimy pójść pieszo, bo jazdy to pewnie kolejne dwie godziny by były – mówiłi przyznał, że droga, którą jechał to koszmar.
Podobnego zdania był Robert Ratajczyk, który na Wszystkich Świętych przyjechał do Wrocławia znad morza. - Jest tragedia. Nigdzie nie można dojechać, stoi policja i nie wpuszcza. Trzeba zrobić 5-6 kilometrów, żeby zawrócić – żalił się.
Stoją jeden za drugim
W okolicy największego wrocławskiego cmentarza korki tworzyły się na ul. Obornickiej, Bałtyckiej, Kasprowicza i Śródmiejskiej. Wielu kierowców traciło sporo czasu na znalezieniu wolnego miejsca parkingowego, zwłaszcza na terenie Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych.
Winna pogoda?
Od rana we Wrocławiu było bardzo deszczowo. Kierowcy przyznali, że m.in. dlatego wybrali dojazd samochodem. Tłoczno było też w tramwajach i autobusach.
- Ruch jest straszny, byłem przerażony. Możliwe, że to jednak przez pogodę, bo po południu ma mocniej padać. Wszyscy wybrali się więc na groby teraz – dodał pan Jan.
Autor: ansa/roody / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: M.Skrobotowicz