- To najgorsze rzeczy, jakie powiedziałem w życiu, choć wcale nie miałem ich na myśli - tak projektant mody John Galliano broni swojego antysemickiego wybryku sprzed dwóch lat, gdy m.in. wykrzyczał, że "kocha Hitlera". - Gdy zobaczyłem wideo z całego zajścia, którego nie pamiętam, po prostu zwymiotowałem - dodał w pierwszym od skandalu wywiadzie.
John Galliano w lutym 2011 roku - w kawiarni w Marais, żydowskiej dzielnicy Paryża - wygrażał siedzącym obok ludziom. Krzyczał: "Brudne żydowskie gęby, powinniście nie żyć". Do mediów przeciekł też film wideo, który ktoś nakręcił kilka miesięcy wcześniej w tej samej kawiarni telefonem komórkowym. Widać tam, że kreator woła do pobliskiego stolika: "Osoby, jak wy, byłyby dzisiaj martwe. Wasze matki i przodkowie byliby wszyscy, k..., zagazowani" oraz "Kocham Hitlera!".
Pierwszy raz od tamtego zajścia były kreator domu mody Dior przerwał milczenie - udzielił wywiadu magazynowi "Vanity Fair", tłumacząc swoje skandaliczne zachowanie, które - jak zapewnia - spowodowane było jego uzależnieniem od alkoholu, leków przeciwbólowych i antydepresyjnych.
"Najpierw oparcia w alkoholu szukałem poza Diorem. Później był dla mnie sposobem na wyluzowanie się po wypuszczeniu nowej kolekcji. Dojście do siebie zajmowało mi kilka dni. Ale z czasem było coraz więcej kolekcji w sezonie i picie zdarzało się coraz częściej. Aż w końcu uzależniłem się" - zdradza.
"Nie myłem się, byłem pokryty wrzodami, miałem drgawki"
Jego pracodawcy z koncernu LVMH (do którego należą m.in. domy mody Dior, Givenchy, Céline i Louis Vuitton) dwukrotnie próbowali mu pomóc, prezes Bernard Arnault ostrzegał go, że jeśli nie zacznie szukać pomocy, umrze. On jednak przez większość czasu nie chciał uwierzyć, że ma problemy z alkoholem i narkotykami, był pewien, że wszystko jest pod kontrolą. W najgorszych momentach przez całe dnie na zmianę pił i zażywał tabletki.
"Nie myłem się, byłem pokryty wrzodami i czułem się całkowicie upokorzony... Miałem drgawki, nie mogłem spać nawet po pięć dni z rzędu. Chodziłem więc do księgarni i kupowałem tony poradników, które miały mi pomóc, ale z drugiej strony nie chciałem dostrzec, że jestem uzależniony. Wolałem ćwiczyć na siłowni i przestrzegać diety, co oczywiście nie zatrzymywało na długo spirali picia. Byłem na najlepszej drodze, aby skończyć w psychiatryku lub na cmentarzu, a za kulisami pokazu nie było nikogo, kto chciałby mi pomóc" - wyznaje.
W wywiadzie zapewnia również, że stał się niewolnikiem własnej destrukcji tak mocno, że nawet nie pamięta zajścia w Marais. "Mój asystent powiedział mi, że istnieje wideo z całego wydarzenia. Kiedy je zobaczyłem po prostu zwymiotowałem. To było podobne uczucie do tego, którego można doświadczyć, gdy jest się o krok od wejścia na ulicę i tuż przed tobą przejeżdża rozpędzony autobus lub ciężarówka. Krew odpływa z nóg, a ciebie paraliżuje strach" - opisuje.
Na łamach "Vanity fair" tak ocenia swoje antysemickie wypowiedzi: "To były najgorsze rzeczy, jakie powiedziałem w życiu, choć wcale nie miałem ich na myśli... Długo zastanawiałem się, dlaczego skierowałem swój gniew akurat na Żydów. Dopiero teraz rozumiem, że byłem tak cholernie zły i niezadowolony z siebie samego, że po prostu wyrzuciłem z siebie najobrzydliwsze rzeczy, jakie tylko mogłem sobie wyobrazić".
"Wreszcie czuję się żywy"
53-letni Brytyjczyk jest teraz pod opieką specjalisty od uzależnień. Otwarcie mówi o swojej walce z piciem i narkotykami w odizolowanym ośrodku odwykowym, gdzie spędził większość z ostatnich dwóch lat. A także o świecie mody, w którym trudno o prawdziwe przyjaźnie.
"Kiedy z odwyku zadzwoniłem do Billa Gayttena, który był moją prawą ręką i którego znam 30 lat, powiedział tylko: »Czy zdajesz sobie sprawę, co ty, k...a, zrobiłeś?«. Pierwsza w klinice odwiedziła mnie Linda Evangelista, a kilka tygodni później wpadła Kate Moss. To, że zostałem niemal sam, chyba bolało najbardziej" - wyznaje.
Projektant, który jest na przymusowej emeryturze (odkąd zwolniono go z posady dyrektora artystycznego Diora, a także wyrzucono z własnej marki, gdzie Dior ma większościowe udziały), zapewnia, że teraz jest już "czysty" i gotowy do dalszej pracy: "Wiem, że brzmi to dziwnie, ale jestem wdzięczny za to, co się stało. Tak wiele nauczyłem się o samym sobie. Ponownie odkryłem małego chłopca, który uwielbia tworzyć i projektować. Tego samego, który wydawał mi się już bezpowrotnie zgubiony. Wreszcie czuję się żywy".
Autor: am//tka/k / Źródło: Vanity Fair, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Dior