Na pewno uznam to, w jaki sposób Sąd Najwyższy oceni protesty - oświadczył w Bytowie Rafał Trzaskowski. To odpowiedź na pytanie o doniesienia medialne, według których jego komitet złożył protest wyborczy, w którym domaga się unieważnienia wyborów prezydenckich.
Onet poinformował w środę, że Grzegorz Wójtowicz, pełnomocnik komitetu wyborczego Rafała Trzaskowskiego, złożył w Sądzie Najwyższym protest, w którym żąda powtórzenia wyborów prezydenckich. Komitet zarzuca też rządowi włączenie się w kampanię wyborczą i "nachalną" promocję prezydenta.
Portal, który twierdzi, że uzyskał treść dokumentu, cytuje jego fragment: "Mając na uwadze, rozmiar i ilość naruszeń, które wystąpiły na nieznaną dotąd skalę i tym samym niewątpliwie miały istotne znaczenie i wpływ na wynik wyborów, szczególnie biorąc pod uwagę niewielką różnicę uzyskanych przez kandydatów głosów, wnoszę o podjęcie przez Sąd Najwyższy uchwały stwierdzającej nieważność dokonanego 12 lipca 2020 roku wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej".
Aktywności członków rządu
Według portalu, w proteście pada kilka zarzutów. W pierwszym z nich chodzi o zakwestionowanie terminu wyborów poprzez naruszenie artykułu 128 ust. 2 konstytucji.
1. Kadencja Prezydenta Rzeczypospolitej rozpoczyna się w dniu objęcia przez niego urzędu. 2. Wybory Prezydenta Rzeczypospolitej zarządza Marszałek Sejmu na dzień przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta Rzeczypospolitej, a w razie opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej nie później niż w czternastym dniu po opróżnieniu urzędu, wyznaczając datę wyborów na dzień wolny od pracy przypadający w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia wyborów.
Według komitetu, zarządzenie terminu wyborów odbyło się "bez podstawy prawnej".
W proteście, jak podaje Onet, kwestionuje się także brak równych zasad wyborczych wobec Rafała Trzaskowskiego i Andrzeja Dudy. W proteście mowa jest o "jawnej agitacji wyborczej prowadzonej przez publiczną telewizję nawołującą do głosowania na Andrzeja Dudę", oraz "dyskredytowaniu kandydata na prezydenta Rafała Trzaskowskiego, przedstawianie nieprawdziwych informacji na temat kandydata (…) co, biorąc pod uwagę szeroki zasięg mediów publicznych, miało istotny wpływ na wynik wyborów".
W kolejnych argumentach zwrócono uwagę na wysokie zaangażowanie rządu z premierem Mateuszem Morawieckim na czele.
Problemy z głosowaniem
Komitet zarzuca również nieprawidłowości podczas przygotowań do wyborów prezydenckich. Wymieniono tam między innymi problemy z dopisaniem się do spisu wyborców oraz niedoręczenie pakietu wyborczego tym wyborcom, którzy zgłosili chęć głosowania korespondencyjnego. Zaznaczony jest także problem Polaków za granicą, którzy nie dostawali pakietów wcale lub dostali je na tyle późno, że nie byli w stanie odesłać ich w terminie.
Wskazano także na nieprawidłowości przy samym głosowaniu. Według portalu, chodzi między innymi o odmowę wydania karty do głosowania jednemu z wyborców tylko dlatego, że w miejscu przeznaczonym na jego podpis błędnie podpisał się inny wyborca. Wspominane są także przypadki, gdy wyborcy z zaświadczeniem o prawie do głosowania w dowolnym miejscu w kraju nie mogli oddać głosów, bo brakowało kart do głosowania w ich komisji.
W proteście wskazano także na błędy formalne, w tym brak pieczątek na kartach do głosowania.
Szef sztabu Rafała Trzaskowskiego Cezary Tomczyk zadeklarował w TVN24, że jego środowisko polityczne uznaje wynik wyborów, ale "Sąd Najwyższy powinien sprawdzić wszelkie wątpliwości". Z kolei szef Platformy Obywatelskiej, Borys Budka, twierdził, że jego środowisko żąda stwierdzenia nieważności wyborów prezydenckich.
Liczba protestów wyborczych, które wpłynęły do Sądu Najwyższego, przekroczyła w środę 5,8 tysiąca. Około tysiąca z nich czeka jeszcze na rejestrację. Wkrótce Sąd przejdzie do ich rozpoznawania.
"To sąd musi ocenić, ile z nieprawidłowości było poważnych"
O potwierdzenie doniesień Onetu Rafał Trzaskowski pytany był na konferencji w pomorskim Bytowie.
- To sąd musi ocenić, ile z nieprawidłowości było poważnych, a ile nie. Jasno powiedziałem po wyborach, że werdykt wyborców biorę za słuszną monetę - odpowiedział. Dodał, że jego komitet musiał złożyć protesty, które przesłali im obywatele. - To sąd musi ocenić, czy protesty są na tyle poważne, że podważają werdykt wyborców - powtórzył.
Trzaskowski podkreślił, że "godzi się z werdyktem wyborców", natomiast "prawdą jest to, że tych nieprawidłowości było na pewno o wiele, wiele więcej niż do tej pory". - Protestów są tysiące i wiemy jedno: jeżeli nie byłoby protestów w Sądzie Najwyższym, to PiS przy kolejnych wyborach posunąłby się o krok dalej - przekonywał. - Ważne jest to, aby jasno stawiać granice i Sąd Najwyższy będzie musiał się w tej sprawie wypowiedzieć - dodał. Podkreślił, że "na pewno" uzna ocenę protestów przez Sąd Najwyższy.
"Trzeba przekonywać wszystkich tych, którzy głosowali na rządzących"
Trzaskowski w środę spotkał się z mieszkańcami Bytowa. - Jest tak, że raz się wygrywa, a raz się przegrywa, ale najważniejsze jest to, żeby wyciągać wnioski, a te wnioski są jasne: czym więcej rozmowy z obywatelami, tym lepiej - przyznał. - Trzeba przekonywać wszystkich tych, którzy przekonani nie byli i wszystkich, którzy głosowali na rządzących i do tego się szykujemy - zapowiedział.
Były kandydat na prezydenta, który zapowiedział 17 lipca stworzenie ruchu obywatelskiego, powiedział, że przed nim dużo pracy. - Trzeba patrzeć w przyszłość. Jest prośba, żeby dalej pracować, nie zmarnować tej energii, którą udało nam się zbudować przez ostatnie tygodnie i miesiące - mówił.
Źródło: Onet, TVN24