- Andrzej Duda podczas swojej prezydentury pogłębił podziały. Obawiam się, że będziemy leczyć bliznę podziałów przez wiele lat - mówił w programie "Debata Faktów" w TVN24 były prezydent Aleksander Kwaśniewski. W TVN24 komentował toczącą się prekampanię wyborczą. Pozostali goście odnieśli się do kosztów niezrealizowanych 10 maja wyborów i bieżącej sytuacji związanej z epidemią.
Wciąż nie wiadomo, kiedy odbędą się wybory prezydenckie, które pierwotnie wyznaczono na 10 maja. Ze strony rządowej płyną komunikaty o tym, że najbardziej prawdopodobną datą jest 28 czerwca. Do wyścigu prezydenckiego ma dołączyć Rafał Trzaskowski, który został kandydatem Koalicji Obywatelskiej w miejsce odsuniętej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Raport tvn24.pl: Wybory prezydenckie
Kluczowa dla ogłoszenia nowych wyborów jest uchwała Państwowej Komisji Wyborczej, która już 21 dni czeka na opublikowanie w Dzienniku Ustaw. Stwierdzono w niej, że w wyborach prezydenckich zarządzonych na 10 maja brak było możliwości głosowania na kandydatów. Publikacja uchwały spowoduje, że od tej daty marszałek Sejmu w terminie 14 dni będzie musiała zarządzić nowe wybory, które muszą się odbyć w ciągu 60 dni od dnia ich zarządzenia. Dopiero wtedy będzie mogła ruszyć oficjalna kampania wyborcza.
"Polityka staje się mniej polityką, a bardziej politycznym marketingiem"
Były prezydent Aleksander Kwaśniewski w "Debacie Faktów" wspomniał swoje dwie kadencje i poprzedzające je kampanie. Ocenił, że kampania wyborcza w 1995 roku była inna niż ta pięć lat później. - Dzisiaj jest inaczej, bo dysponujemy innymi środkami, myślę głównie o mediach społecznościowych. Ta kampania roku 2020 jest tym bardziej szczególna, bo odbywa się w warunkach pandemii - wymieniał. - Kampania jest podobna, lecz jest też dużo różnych elementów - podsumował.
Jak zauważył, polityka stała się paradoksalnie ofiarą własnej profesjonalizacji. - Kiedyś, gdy ja robiłem kampanię już bywało, że fachowcy od PR-u mówili, że sprzedać kandydata na prezydenta, to jak sprzedać dobry proszek do prania. Irytowało mnie to bardzo, bo dla mnie polityka to rzecz poważna, która wymaga argumentów i bezpośrednich spotkań - mówił. - Niestety na całym świecie polityka poszła w tę stronę, a wzmocnienie siłą nowoczesnych technologii spowodowało, że ta polityka staje się mniej polityką, a bardziej politycznym marketingiem, co jest ze szkodą dla nas wszystkich. Obawiam się, że to proces nieodwracalny - przyznał były prezydent.
Kwaśniewski: wejście Trzaskowskiego do gry to nowa dynamika
Kwaśniewski, mówiąc o zmianie na stanowisku kandydata na prezydenta z ramienia Koalicji Obywatelskiej, stwierdził, że "wejście Rafała Trzaskowskiego do gry niewątpliwie zmieniło dynamikę". - Platforma, która wydawała się, że nie ma kandydata, który nie mógł pociągnąć wynik wyborczy, zyskała kandydata, który ma realne szanse być w drugiej turze i powalczyć w niej - zwrócił uwagę. - To nowa dynamika kampanii - ocenił.
Były prezydent mówił o sobotnim wystąpieniu Trzaskowskiego w stolicy Wielkopolski. Zapowiadający start w wyborach polityk PO, wspomniał między innymi o prezydentach, którzy "potrafili się unieść ponad swoje środowisko polityczne i potrafili być niezależni". I wymienił nazwiska Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Kaczyńskiego.
Kwaśniewski w TVN24 wystąpienie ocenił jako dobre, między innymi ze względu na publiczność. - Pokazanie, że kandydat pojawia się w gronie wielu tysięcy ludzi stwarza psychologiczną przewagę i odczuwa się tę siłę ludzi zgromadzonych, popierających kandydata. To niezwykle ważne - powiedział. - Samo wystąpienie było merytorycznie istotne. Zaprezentował się on tam nie jako kandydat jednej partii, a raczej jako ten zdolny do poszukiwania kompromisów, wspólnoty - zwrócił uwagę.
Gość "Debaty Faktów" odwołał się do słów Trzaskowskiego, w których ten wspominał czas, gdy jako młody człowiek zaangażował się w wybory w czerwcu 1989 roku i roznosił plakaty, na których był Lech Wałęsa z Jackiem Kuroniem, na innych - Lech Wałęsa i Jarosław Kaczyński.
- To symbol pokazania, że można być człowiekiem, który potrafi zrozumieć ludzi z lewej oraz z prawej strony - skomentował Kwaśniewski. - On jest gotów zwracać się do elektoratów różnych: bardziej prawicowego, jak i lewicowego. To rozsądna i mądra polityka - ocenił. - Teraz jest istotne, żeby w kolejnych dniach to powtórzyć. Jak mówiłem, dynamika tej kampanii się zmieniła. Wyraźnie widać, że to, co wydaje się przesądzone, wcale przesądzone nie jest - dodał.
Były prezydent pytany o ocenę pierwszej kadencji Andrzeja Dudy ocenił, ze była to "prezydentura w cieniu Jarosława Kaczyńskiego, PiS-u i większości parlamentarnej". Według niego, Duda podczas swojej prezydentury "pogłębił podziały". - Obawiam się, że będziemy leczyć bliznę podziałów przez wiele, wiele lat. Na pewno nikt nie działa tak, że wszystko, co robi było złe, więc dałoby się powiedzieć coś dobrego, ale z głównych elementów, przez które ja oceniam prezydenturę, to moja ocena jest mocno krytyczna - stwierdził.
Jaki: Platforma Obywatelska powinna zapłacić za karty wyborcze
Portal tvn24.pl ujawnił, że faktury, które w związku z przygotowaniami do organizacji majowych wyborów prezydenckich Poczcie Polskiej wystawiły co najmniej cztery firmy, opiewają na kwotę prawie 70 milionów złotych. W czwartek przy Wiejskiej odbyła się debata nad wotum nieufności dla wicepremiera, ministra aktywów państwowych Jaska Sasina. O odwołanie wnioskowała Koalicja Obywatelska. Zdaniem posłów KO, Sasin był odpowiedzialny za próbę bezprawnego zorganizowania wyborów prezydenckich. Wniosek został odrzucony głosami parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości.
W "Debacie Faktów" o to, czy prokuratura zajmie się znalezieniem i ewentualnym ukaraniem osoby odpowiedzialnej za druk tak zwanych kart wyborczych, pytany był europoseł PiS Patryk Jaki.
- To, że wybory musiały się odbyć to nie widzimisię Prawa i Sprawiedliwości, tylko kończy się kadencja prezydenta. W państwach demokratycznych fundamentem jest kadencyjność i demokratyczne wybory, w związku z tym one musiały zostać przeprowadzone - odpowiedział.
- My chcieliśmy, żeby wybory się odbyły, ale opozycja je torpedowała - przekonywał. - Opozycja miała tylko i wyłącznie cyniczny plan, aby państwo polskie dużo więcej zapłaciło, a ich celem była wymiana kandydata na prezydenta. Według Jakiego, "te karty być może można było wykorzystać". - Może Koalicja Obywatelska powinna zapłacić za te karty? - pytał. - Nie jest wykluczone to, że na tych wydrukowanych kartach nie było daty. Jeżeli rzeczywiście nie byłoby tam daty, to Platforma Obywatelska powinna zapłacić za te karty - uznał.
Jaki wyraził przekonanie, że wybory odbędą się 28 czerwca.
Szłapka: tą sprawą zajmie się prokuratura, ale niezależna
Drugi rozmówca tej części rozmowy, poseł Koalicji Obywatelskiej Adam Szłapka, powiedział, że "tą sprawą i sprawą Jacka Sasina zajmie się prokuratura, ale niezależna, już po zmianie władzy".
- W tej chwili prokuratura jest zależna od Jarosława Kaczyńskiego, jest narzędziem w jego skrzynce z narzędziami. Władza i rząd muszą działać na podstawie i w granicach prawa, zawsze. Nie było żadnej podstawy prawnej, aby (premier - red.) Mateusz Morawiecki wydał polecenie, by drukować karty wyborcze - przypomniał.
- Po drugie, na podstawie konstytucji jedynym organem, uprawnionym do tego, aby zajmować się wyborami, jest Państwowa Komisja Wyborcza, a nie żadne spółki, Poczta Poczta, nie minister Sasin, czy jakikolwiek nieudolny minister tego rządu - powiedział. - Nie było żadnej podstawy prawnej do tego, aby Jacek Sasin zlecał tego typu rozwiązania. W związku z tym, to wszystko było działaniem nielegalnym - ocenił. - Z całą pewnością jestem przekonany, że Jacek Sasin stanie przed Trybunałem Stanu, a później zajmie się tym prokuratura - stwierdził.
Mówiąc o nieznanym jeszcze terminie wyborów, Szłapka powiedział, że jego ugrupowanie jest gotowe "na każdy termin".
"Nie da się do daty wyborów usunąć skutków pandemii"
O to, kiedy możliwe będzie poznanie terminu wyborów i kiedy rozpocząć się będzie mogła oficjalna kampania, pytani byli kolejni goście programu - profesorowie Rafał Matyja oraz Marek Migalski.
- Jeżeli przejdziemy do normalnych wyborów, to zainteresowanie (nimi - red.) wzrośnie. To, co się stało, to jedna z większych porażek polskiego państwa - ocenił Matyja. W tym kontekście zwrócił uwagę, że państwo nie zostało "zaskoczone epidemią 3 maja, czy 5 maja, tylko zaskoczyła nas w lutym".
W związku z tym - jak stwierdził - w marcu i kwietniu można było przeprowadzić "jeden ze zgodnych z konstytucją sposobów przesunięcia terminu wyborów". "Albo ogłaszając stan klęski żywiołowej" albo "szukać porozumienia politycznego", na wypadek, gdyby rząd nie chciał stanu klęski wprowadzić - wyjaśnił.
- Nie żyjemy w żadnym normalnym czasie, gdy można odwoływać się do poprzednich stanów i porównywać. To, co jest najważniejsze, to to, że od połowy marca żyjemy w stanie lockdownu: zamknięcia, wyłączenia, zamrożenia normalnego życia społecznego i gospodarczego. Pandemia może ewoluować, możemy mieć więcej lub mniej zachorowań, ale jej skutki na pewno nie ustaną. Nie da się do daty wyborów usunąć tych skutków - przekonywał.
Politolog Marek Migalski zwrócił uwagę, że zarówno Prawo i Sprawiedliwość jak i Platforma Obywatelska są zainteresowane terminem wyborów 28 czerwca. - To pokazuje, że odtworzył się PO-PiS, bo wszystkie sondaże pokazują, że to właśnie reprezentanci tych dwóch największych partii politycznych (w kraju - red.) znajdą się w drugiej turze - powiedział.
- W ciągu ostatnich elekcji prezydenckich frekwencja malała. Ona zwiększała się przy wyborach parlamentarnych. W stosunku do 10 maja frekwencja będzie wyższa, bo nie ma obostrzeń, które wówczas były przewidywane. Tutaj można się liczyć z frekwencją powyżej 50 procent i z wejściem do drugiej tury - wyjaśnił.
Petru: okazuje się, że Unia Europejska może być jedyną nadzieją
Zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej państwa członkowskie powinny mieć do dyspozycji 750 miliardów euro w grantach i pożyczkach w ramach instrumentu ożywienia gospodarczego, z czego 63,8 miliarda euro KE proponuje Polsce. - Fundusz odbudowy w połączeniu z budżetem Unii Europejskiej to bardzo duża nowa inicjatywa, to wielki impuls finansowy, który da perspektywę rozwoju gospodarczego Europie, w tym Polsce - komentował premier Mateusz Morawiecki.
Do tych zapowiedzi odnieśli się w TVN24 adwokat Ryszard Kalisz i były szef Nowoczesnej Ryszard Petru.
Petru stwierdził, że to "pułapka, w którą rząd wpadł". - Mamy dopiero początek kryzysu, problemy gospodarcze dopiero przed nami. To kolejne miesiące, gdzie będzie rosło bezrobocie, (będą - red.) padały firmy, spadały dochody budżetowe. Okazuje się, że nie ma pieniędzy w budżecie na ekstra wydatki i cała potencjalna pomoc może przyjść tylko z Unii Europejskiej. Świadczy to bardzo źle o rządach ostatnich pięciu lat - powiedział.
- Nie ma rezerw na taką sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. 750 miliardów euro to niesamowita kwota. Okazuje się, że Unia Europejska, na którą prezydent i premier tak bardzo psioczyli, może być jedyną nadzieją na jakąkolwiek poprawę funkcjonowania naszego państwa - wskazał.
Kalisz, odnosząc się do słów premiera Mateusza Morawieckiego w tej kwestii, powiedział, że "premier Morawiecki niedługo będzie (ogłoszony - red.) tym, który spowodował, że jeszcze jest śnieg na Antarktydzie". - Tak samo te pieniądze, te 750 miliardów euro, które przeznacza Unia Europejska po kryzysie pandemicznym, to jest duża zasługa Morawieckiego. To jest śmieszne. Dziwię się, że jest jeszcze w Polsce elektorat, który na takie chwyty się łapie, dlatego że tak jak premier mijał się z prawda mówiąc dwa miesiące temu, że Unia Europejska nie dała ani eurocenta (na pomoc w trakcie pandemii - red.), tak teraz mija się z prawdą, że jakakolwiek jego zasługa jest w tym, że dostaliśmy tak duży pakiet wsparcia - stwierdził.
Źródło: TVN24