W części państw przebywający za granicą Polacy nie będą mogli głosować w wyborach prezydenckich. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wyjaśnia, że jest to spowodowane pandemią COVID-19. Utrudnione skorzystanie z prawa wyborczego mogą mieć również osoby zamieszkujące kraje, w których głosować można jedynie korespondencyjnie. Reporterka "Czarno na białym" Paulina Tomanek sprawdziła, jak wygląda organizacja wyborów za granicą.
W niektórych krajach, takich jak Chile, Kuwejt, Peru czy Wenezuela Polacy w ogóle nie będą mogli zagłosować w wyborach prezydenckich. - W samym Chile przebywa ponad tysiąc Polaków. (...) Odbiera się nam prawo do wypowiedzenia naszych decyzji - powiedziała w rozmowie z TVN24 Anna De Mondey, Polka mieszkająca w Chile.
W części państw głosowanie będzie możliwe tylko korespondencyjnie. Na całą procedurę, czyli rejestrację, otrzymanie pakietu, zagłosowanie i odesłanie, polski rząd wyznaczył kilka dni. - Dla nas będzie to wyzwanie, żeby te pakiety odesłać do konsulatu w określonym terminie - powiedziała Aleksandra Maciejowska, Polka, która mieszka w Wielkiej Brytanii.
Mniej komisji wyborczych i kilka dni na odesłanie pakietów
W krajach, gdzie głosowanie będzie tylko korespondencyjne, pakiety wyborcze muszą trafić do Polaków do 22 czerwca włącznie. Z powrotem w konsulacie muszą się znaleźć cztery dni później.
Wybory prezydenta RP przez Polaków mieszkających za granicą organizuje Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Chęć głosowania za granicą zgłosiło rekordowe ponad 380 tysięcy Polaków. Chociaż wyborców jest więcej, to komisji wyborczych będzie mniej niż podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Na konferencji prasowej 15 czerwca wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk mówił, że jeżeli głosowanie ma charakter korespondencyjny, to nie liczy się liczba komisji, a liczba osób w komisjach.
Liczba ta rzeczywiście ma znaczenie, ale dopiero kiedy pakiet dotrze do komisji. Tymczasem według Polaków mieszkających za granicą, z którymi rozmawiało TVN24, gdy jest mało dni na odesłanie pakietu, a dużo kilometrów do komisji, to szansa na to, że głos dotrze na czas maleje. - Poczta nie działa tak sprawnie i tak szybko jak przed pandemią - powiedziała Olga Rodzik, Polka mieszkająca we Francji. Dodatkowo w części francuskich miejscowości rozpoczęły się właśnie lokalne strajki pocztowców, które mogą jeszcze bardziej opóźnić ten proces.
Na wspomnianej konferencji prasowej wiceminister Wawrzyk mówił również, że "to, jaka forma głosowania jest w danym państwie dopuszczalna, to czy w ogóle wybory możemy w danym państwie przeprowadzić, to nie jest decyzja polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych". - To władze danego państwa decydują o tych dwóch aspektach - wyjaśniał wówczas. Zapytany o to przez TVN24 francuski parlamentarzysta odpowiedział, że "w przypadku emigrantów obowiązują zasady głosowania w Polsce, zasady głosowania w polskich urzędach konsularnych i ambasadach we Francji podlegają państwu polskiemu". "Władze francuskie nie są zatem właściwe do decydowania o sposobie głosowania we Francji przez Polaków" - dodał.
Tylko korespondencyjnie mogą głosować również Polacy mieszkający na Malcie - ich obwód wyborczy znajduje się we Włoszech. Jak mówią mieszkający tam Polacy, w przeciągu wyznaczonych sześciu dni pakiety wyborcze mogą nie dotrzeć do komisji. Dodatkowo Polacy próbujący się zarejestrować do głosowania zgłaszali problemy z rejestracją do głosowania.
"Wygląda na to, że istnieje obawa, że te 300 tysięcy głosów może o czymś decydować"
Wiceminister Wawrzyk na wspomnianej konferencji wyjaśniał również, czemu w części krajów w ogóle nie powstały komisje wyborcze. Mówił, że w części państw, np. w Kuwejcie, sytuacja pandemiczna nie pozwala na wyjście z domu, nie działają też operatorzy pocztowi, więc przeprowadzenie wyborów w takim państwie prowadziłoby do złamania tamtejszego prawa. Stwierdził, że w Kuwejcie średnia dzienna zachorowań to sześć tysięcy osób.
Pani Monika Mohamed, która w Kuwejcie mieszka od 30 lat, powiedziała dla TVN24, że trudno jej to skomentować. - Jeżeli ktoś, kto pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych wie, że Kuwejt nie jest jakimś ogromnym państwem, że my mamy tutaj łącznie Kuwejtczyków i cudzoziemców myślę, że około 4,5 miliona, to gdybyśmy tak od lutego chorowali po sześć tysięcy dziennie, to my byśmy już tutaj wszyscy byli chorzy po kilka razy. Jak wynika z danych z worldometers.info, dzienna liczba zakażonych w Kuwejcie od jakiegoś czasu utrzymuje się na poziomie porównywalnym do sytuacji w Polsce, a liczby sześciu tysięcy wykrytych przypadków dziennie nigdy tam nie odnotowano.
Zapytany o to wiceminister Wawrzyk stwierdził, że "tak mu przekazali". W rozmowie z TVN24 zapewnił, że to zweryfikuje. Czy to to zrobił, reporterce "Czarno na białym" nie udało się jednak dowiedzieć - w ostatniej chwili, tłumacząc się pilnymi obowiązkami, wiceminister wycofał się z umówionej rozmowy przed kamerą.
Zdaniem Ryszarda Schnepfa, byłego wiceministra spraw zagranicznych i byłego ambasadora RP w USA "wygląda na to, że istnieje obawa, że te 300 tysięcy głosów może o czymś decydować". - Większość jest liberalna, myśli w kategoriach demokratycznych o państwie polskim i chciałoby zmiany - dodał.
Schnepf razem z 31 innymi byłymi ambasadorami podpisał się pod listem, jak to określili, przeciw utrudnianiu Polonii głosowania w wyborach prezydenckich. W liście zwrócili uwagę na problemy z systemem rejestracji, mylące polecenia na stronach placówek, niekompetencję urzędników oraz zmniejszenie liczby komisji wyborczych.
Źródło: TVN24