Odwożąc mnie do domu, zatrzymywał się. Kazał iść na tył samochodu i robić konkretne czynności. Była nauka całowania, masturbacji jego i mojej. Zgwałcił mnie. To był ostatni raz, kiedy go widziałam - mówi jedna z byłych podopiecznych Krzysztofa Sadowskiego. Śledztwo w sprawie gwałtu i pedofilii, której miał przed laty dopuścić się znany muzyk i kompozytor, prowadzi warszawska prokuratura. Materiał programu "Uwaga!" TVN.
- To wszystko było taką pomocą dla nas, żebyśmy coś w życiu osiągnęły. Tak nam powiedział, że tak świat jest skonstruowany i musimy wiedzieć, że w tej branży tak jest, i że naszym ciałem jesteśmy w stanie osiągnąć wszystko - powiedziała jedna z ofiar Krzysztofa Sadowskiego.
- Bo taka branża jest. Showbiznes taki jest - dodała.
Inna z ofiar stwierdziła, że "Krzysztof Sadowski bardzo lubił dzieci". - Jako dziecko nie do końca wiedziałam, co on tak naprawdę robi, natomiast wszyscy widzieliśmy, że on jest dziwny - powiedziała. - Myśmy nawet nie rozmawiali ze sobą dokładnie o tym wszystkim, natomiast dużo osób, dużo dzieci go unikało - przyznała.
- Ten człowiek działał w różnych środowiskach muzycznych: jazzowym, młodzieżowym i wcześniej w kościelnym przez prawie czterdzieści lat - wyjaśniała Ewa Gajda, była podopieczna Krzysztofa Sadowskiego. - Moim zdaniem wiedzieli wszyscy. Każda osoba, która była blisko Krzysztofa Sadowskiego, wiedziała o tym, że jest pedofilem - oceniła.
"W tamtych czasach to był prestiż"
W świecie muzycznym 82-letni dziś Krzysztof Sadowski to postać dobrze znana - organista i kompozytor, współautor piosenek Ireny Santor, Violetty Villas oraz Danuty Rinn. W latach 90. tworzył popularne telewizyjne programy - "Tęczowy Music Box" i "Co jest grane". To programy, których filarem były dziesiątki rozśpiewanych i tańczących dzieci, podopiecznych założonej przez artystę fundacji.
Ewa Gajda przyznała, że zazdrościła koleżankom, że chodzą na próby i biorą udział w występach. Poprosiła rodziców, żeby ją zapisali do zespołu. Dostała się po castingu.
- Cieszyłam się, że dostałam się do zespołu (...), że mamy fajne kolorowe ubrania - mówiła i podkreśliła, że dla dziecka na początku lat 90. "gdzie wszystko było bordowe, szare albo granatowe" to były bardzo pozytywne rzeczy.
Marta, była podopieczna Krzysztofa Sadowskiego wskazała, że członkostwo w zespole "to był wtedy bardzo duży prestiż". - To był jeden z lepszych zespołów i generalnie bym to bardzo dobrze odbierała, bo to były bardzo fajne wspomnienia, samego zespołu - przyznała.
ZOBACZ TAKŻE: HISTORIA TRAUMY. SKRZYWDZIĆ MIAŁ JĄ KRZYSZTOF SADOWSKI >
- Trafiłam na nagrania "Tęczowego Music Boxu", a ponieważ byłam fanką tego programu i zespołu, poszłam do nich i zaczęłam mówić im, że bardzo mi się to podoba, że chciałabym spróbować. Zaprosili mnie na przesłuchanie - opowiedziała Anna. - Był tam wtedy Krzysztof Sadowski - podkreśliła.
- Był miły, bardzo opiekuńczy. Wychowywałam się bez ojca, więc był takim dobrym wujkiem. Przyjeżdżał do mojego domu rodzinnego i opowiadając mamie, jakie mam umiejętności muzyczne i do prowadzenia programu. Chciał nawet moją siostrę uczyć gry na keyboardzie - powiedziała Marta. - W tamtych czasach to był prestiż. W ogóle jego rodzina była uznawana za porządną rodzinę i generalnie przez wszystkich był postrzegany jako człowiek kochający dzieci - dodała.
"Wkładał mi ręce pod bluzkę i w majtki"
Na trop mrocznego oblicza muzyka wpadł blisko rok temu dziennikarz i pisarz Mariusz Zielke. Bohaterka jego kolejnej książki twierdziła, że w dzieciństwie, jako jedna z podopiecznych Sadowskiego była przez niego molestowana. Po sprawdzeniu wiarygodności kobiety Zielke opublikował swe podejrzenia na założonej w tym celu internetowej stronie.
- Chciałem, żeby ofiary dowiedziały się, że ten sprawca dokonał gwałtów i molestowania na wielu osobach. I od razu zaczęły się zgłaszać ofiary. Już pierwszego dnia było ich dużo - mówi Zielke.
Po miesiącu od pierwszej publikacji dziennikarz zebrał blisko 30 relacji kobiet i kilku mężczyzn, którzy twierdzą, że w dzieciństwie byli ofiarami muzyka. Wśród nich jest psycholożka Ewa Gajda.
- On zawsze był wśród dzieci. On zawsze był z nami. Jak jechaliśmy na występy autokarem, to jechał z nami. Wkładał mi ręce pod bluzkę i w majtki, kiedy siedziałam mu na kolanach. Później on się przesiadał do innego dziecka i inne dzieci brał sobie na kolana i robił z nimi to samo - powiedziała Gajda.
Marta opowiedziała, że jak się jechało z nim samochodem, "kazał kłaść rękę na drążku do zmiany biegów". - I on kładł tę rękę na moim ręku i całą drogę tak trzeba było jechać. Był bardzo niemiły, jak się tego nie zrobiło i się nie pamiętało, że tak trzeba zrobić - dodała.
- Sama doświadczyłam tych jego dziwnych zachowań, kiedy wyjechaliśmy na obóz do Kielc. On robił nocne obchody pokojów. Myśmy nocowały po trzy, cztery dziewczynki w pokoju i on przychodził wieczorami, kiedy dzieci były już w piżamach, siadał na łóżko pod pretekstem, że chce powiedzieć dobranoc i wkładał ręce pod kołdrę. Na początku łaskotał, potem głaskał, wsadzał ręce pod pidżamę - powiedziała inna była podopieczna Krzysztofa Sadowskiego.
- Kazał mi się położyć na swoim łóżku pod ścianą, a sam położył się z brzegu. Zaczął dotykać. Zobaczyłam, że ma rozpięty pasek od spodni i rozpięty rozporek. Wtedy się przestraszyłam i uciekłam z pokoju. To był mój ostatni kontakt z Krzysztofem Sadowskim - powiedziała Ewa Gajda.
Marta przypomniała, że Krzysztof Sadowski woził dzieci na zajęcia i koncerty niebieskim vanem. - Z tyłu była masa koców i kolorowych poduszek, które służyły pewnie do nagrań. Zawsze odwożąc mnie do domu, zatrzymywał się. Kazał iść na tył i robić konkretne czynności. Była nauka całowania, masturbacji jego i mojej - powiedziała.
Kobieta przyznała otwarcie, że została przez Krzysztofa Sadowskiego zgwałcona. - To był ostatni raz, kiedy go widziałam - dodała.
Umorzenie postępowania
Kiedy Ewa Gajda opowiedziała w domu, co ją spotkało na obozie, jej mama natychmiast złożyła doniesienie o przestępstwie. Sprawa muzyka mogła już wówczas ujrzeć światło dzienne, ale prowadzone przez warszawską komendę policji postępowanie trudno dziś uznać za fachowe.
- Siedziałam w pokoju przesłuchań z jakimiś dwiema paniami. Byłam sama, bez mamy. Moja mama wspomina teraz, że przez drzwi słyszała mój płacz. Pamiętam, że policjantki zapytały mnie o datę, kiedy to się wydarzyło. Mając dziesięć lat powiedziałam, że nie wiem - opowiedziała.
- Policjantki powiedziały, że muszę się zdecydować. I pokazałam na kalendarzu. Okazało się, że pokazałam złą datę, że Sadowski w tym dniu był na wycieczce i był na zdjęciach z tej wycieczki. To było jego alibi, a dziesięciolatka wybrała złą datę. To był powód umorzenia postępowania - zwróciła uwagę Gajda.
Mimo opinii biegłego, że pokrzywdzone dziecko nie kłamie, a jego zeznanie oddaje przebieg zdarzeń, jedyne dotyczące muzyka śledztwo umorzono. Przez blisko 30 lat nikt inny nie powiadomił policji o jego zachowaniach wobec dzieci. Ewa Gajda twierdzi, że stało się tak, ponieważ "Krzysztof Sadowski był bardzo wpływową osobą".
- Był mocno związany ze środowiskami policyjnymi, prawniczymi, prokuratorskimi i politycznymi. Wiem to teraz. Mając dziesięć lat, nie mogłam tego wiedzieć - przyznała. - Dorośli, którzy funkcjonowali w jego otoczeniu, bali się konsekwencji, co by się stało, gdyby na niego donieśli. Konsekwencje dla nich byłyby bardziej negatywne niż dla niego - oceniła.
"To była tajemnica poliszynela"
W środowisku muzycznym mówiło się o sprawie domniemanych skłonności artysty, choć otwarcie przyznają to tylko nieliczni artyści młodszego pokolenia.
- Milczenie byłoby przyzwoleniem. Nikt z nas nie był świadkiem tych koszmarnych czynów pana Sadowskiego. Ale chcemy zabrać głos, żeby wesprzeć te kobiety - powiedziała Aga Zaryan, wokalistka.
- Kiedy jeździliśmy na warsztaty do Puław, ja zaczynałem w 1991 roku, to o tej sprawie się mówiło w naszym środowisku, rozmawiało się ze starszymi osobami - stwierdził pianista Michał Tokaj. - Więc to była taka tajemnica poliszynela - dodał.
- Podczas jednego z koncertów finałowych, tych warsztatów, ktoś z publiczności, kiedy Sadowski wyszedł zapowiedzieć koncert, głośno krzyknął: "Zostaw dzieci" - wspomniał Sławomir Kurkiewicz.
Aga Zaryan powiedziała, że "pojawiały się anonimy". - Temat krążył w postaci anegdotek, historii i niestety kawałów, co jest przerażające. Trzeba by zapytać to starsze pokolenie, które jakoś się nie pali, żeby na ten temat rozmawiać - zwróciła uwagę. - Sama zapytałam osoby z tego środowiska, dlaczego milczą, a one mi powiedziały, że nie chcą na ten temat rozmawiać - dodała.
"To bardzo złożona rzecz"
Ewa Gajda nie wierzy w to, że środowisko muzyczne nie wiedziało na temat zachowań Krzysztofa Sadowskiego. - W stowarzyszeniu jazzowym krążył nieszczęsny anonim o tym, że prezes kąpie się pod prysznicami z dziewczynkami w bursie - powiedziała.
Przyznała, że "powstała nowa norma zachowania". - Krzysztof Sadowski zachowuje się w ten sposób i to jest norma, jakby wszyscy weszli w jego grę, że to jest akceptowane w środowisku. "Dajcie Krzysiowi spokój, niech maca te dziewczynki" - powiedziała Gajda.
Szefowie Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, którym przez ponad 20 lat zarządzał Krzysztof Sadowski, do dziś twierdzą, że o postępowaniu kolegi wobec dzieci nie mieli pojęcia.
- Polskie Stowarzyszenie Jazzowe jest zszokowane. Mieliśmy dwie duże narady zarządu i rady oraz bardzo poszerzonej grupy muzyków, dziennikarzy i kolegów Sadowskiego. Okazało się, że nikt o niczym nie wiedział, więc szok jest potworny - powiedział Piotr Rodowicz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego.
Tłumaczył, że niewiedza środowiska "to bardzo złożona rzecz". - Nie podejmuję się wyjaśnienia w krótkiej rozmowie. Na szczęście dzisiaj nasza świadomość, nasza i społeczna znacznie się zmieniła. Wszyscy wiemy, że pewne gesty i zachowania są naganne. W latach 80., czy 90. nie było to oczywiste. Mam na myśli przykładowo sadzanie sobie małych dziewczynek na kolana - wyjaśnił Rodowicz.
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego podkreślił, że nikt nie był świadkiem sytuacji, w których Krzysztof Sadowski miał wkładać ręce pod bluzki czy w majtki. - Tak manipulował ludźmi, separował swoje zachowania, że nikt o tym nie wiedział - dodał.
Śledztwo prokuratury, pytania bez odpowiedzi
Aga Zaryan stwierdziła, że sprawa przez wiele lat była zamiatana pod dywan.
- Może są osoby, które uważają się winne, bo nie zdawały sobie sprawy, że było to na tak ogromną skalę, są już w tej chwili dziesiątki kobiet, które były pokrzywdzone i troszeczkę brakuje odwagi cywilnej, żeby się na ten temat wypowiadać - oceniła wokalistka. - Może te osoby dosłownie go nie kryły, ale jeżeli coś wiedziały, to mogą w tej chwili tym ofiarom pomóc - zwróciła uwagę.
CZYTAJ WIĘCEJ: ŚLEDZTWO W SPRAWIE ZNANEGO JAZZMANA >
Po wybuchu afery Krzysztof Sadowski zniknął: nie odbiera telefonu, a w domu będącym także siedzibą fundacji "Tęcza" reporterzy "Uwagi!" TVN zastali tylko jego byłą żonę. Bez odpowiedzi pozostały również spisane i pozostawione muzykowi pytania.
Przedstawiciel Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński poinformował, że w sprawie Krzysztofa Sadowskiego prokuratura prowadzi śledztwo. Dotyczy ono zgwałcenia dwóch pokrzywdzonych w drugiej połowie lat 90., które w chwili zdarzeń nie miały ukończonego 15. roku życia. - Kobiety zgłosiły się do prokuratury, ponadto wskazały listę świadków, jakich w toku postępowania należy przesłuchać - poinformował Łukasz Łapczyński.
Byłe podopieczne Krzysztofa Sadowskiego liczą na sprawiedliwość. - Przez wiele lat sprawdzałam regularnie jego nazwisko w internecie, żeby zobaczyć, czy coś wypłynęło. A ponieważ nic nie wypływało, myślałam, że jest to moja wina, że sobie to wyobraziłam. Że źle zinterpretowałam fakty i, że może w ten sposób krzywdzę w pamięci tego człowieka - stwierdziła Anna.
"To nie jest dobry wujek, to nie jest dobry wychowawca"
Marta przyznała, że o zachowaniach muzyka nie mogła powiedzieć ze wstydu. - Całe życie to trzymałam dla siebie. Przez to mam takie problemy, jakie mam, i w sferze seksualnej, i w sferze prywatnej ma to olbrzymie znaczenie. To jest nieprzepracowana trauma. Uważam, że zmarnował mi życie - oceniła.
- Popłakałam się z radości, że już wiadomo, kim jest ten człowiek. To nie jest dobry wujek, to nie jest dobry wychowawca. To nie jest osoba, z którą można bezpiecznie zostawić dziecko czy nastolatkę. Nigdy nie będzie można, dopóki on żyje. Uważam, że powinien być izolowany - podsumowała Ewa Gajda.
Tuż po nagłośnieniu oskarżeń Krzysztof Sadowski wydał oświadczenie. To był jego jedyny głos w tej sprawie - stanowczo zaprzeczał kierowanym wobec niego zarzutom i wszystkie pojawiające się na jego temat informacje oparte były, jego zdaniem, na pomówieniach jednej kobiety.
Według muzyka miała ona złożyć doniesienie o przestępstwie po tym, gdy odmówił przekazania jej dużej sumy pieniędzy.
"Jestem osobą w podeszłym wieku i złym stanie zdrowia. Kierowane wobec mnie publiczne oszczerstwa dodatkowo ten stan pogarszają, podważając mój dorobek oraz godząc w moje dobre imię" - napisał Krzysztof Sadowski.
Autor: asty//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24