Jest akt oskarżenia w sprawie śmiertelnego wypadku w Nieporęcie. Ustalenia śledczych wskazują na scenariusz, który na początkowym etapie nie był w ogóle brany pod uwagę. Zdaniem prokuratury, do czołowego zderzenia skody i bmw doprowadził trzeci kierowca. Jego auto odnaleziono porzucone tuż obok miejsca tragedii, a on sam zgłosił się na policję dopiero następnego dnia.
Do wypadku doszło 14 lutego wieczorem na ulicy Zegrzyńskiej w Nieporęcie (droga wojewódzka 631) na wysokości Dzikiej Plaży. W czołowym zderzeniu skody z bmw zginął 34-letni kierowca. Obok odnaleziono też trzeci pojazd - porzucone bmw, które wjechało w betonową latarnię. Według policji i prokuratury to kierowca tego samochodu jest sprawcą tragedii.
"Śledztwo zakończyło się skierowaniem przeciwko Sebastianowi M. aktu oskarżenia do Sądu Rejonowego w Legionowie o czyn z artykułu 177 paragraf 2 Kodeksu karnego w związku z artykułem 178 paragraf 1 Kodeksu karnego z uwagi na ucieczkę z miejsca zdarzenia" - poinformowała naszą redakcję Katarzyna Ryniewicz-Smela, zastępczyni prokuratora rejonowego w Legionowie.
Pierwszy ze wskazanych przez nią przepisów mówi o spowodowaniu wypadku ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Drugi dotyczy zaś zaostrzenia kary w przypadku ucieczki z miejsca zdarzenia do wymiaru od dwóch do dwunastu lat pozbawienia wolności.
Jak zastrzegła prokurator, nie udało się ustalić, czy sprawca w chwili zdarzenia był trzeźwy. Trzeźwi byli natomiast pozostali jego uczestnicy.
Uderzenie w tył skody miało doprowadzić do tragedii
Śledczy zrekonstruowali przebieg wypadku. Ustalili, że Sebastian M. "naruszył umyślnie zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym", ponieważ "nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze oraz bezpiecznej odległości i uderzył w tył samochodu marki Skoda Octavia, który w wyniku zderzenia zjechał na przeciwległy pas ruchu i zderzył się czołowo z innym pojazdem - bmw".
Kierowcy skody nie udało się uratować. Z opinii biegłych wynika, że doznał on obrażeń ciała skutkujących śmiercią na miejscu zdarzenia. Przypomnijmy, że po czołowym zderzeniu jego auto dachowało i wpadło w bariery energochłonne. W trakcie akcji ratunkowej strażacy mieli trudne zadanie, by umożliwić ratownikom dostęp do 34-latka. Skoda wylądowała na boku, a najbardziej zmiażdżona była jej przednia część po stronie kierowcy. Strażacy musieli najpierw postawić ją na koła, a następnie przy użyciu narzędzi hydraulicznych wyciąć zgniecione fragmenty.
Początkowo wykluczali udział drugiego bmw w wypadku
Auto oskarżonego w tej sprawie Sebastiana M. - również bmw - znajdowało się w pobliżu miejsca czołowego zderzenia. Było rozbite, bo kierowca wjechał w betonową latarnię. Nasz reporter Artur Węgrzynowicz dowiedział się, że w trakcie dramatycznej akcji ratunkowej służby były skoncentrowane na uwięzionym w pojeździe 34-latku. Ze względu na znajdujące się w aucie dziecięce foteliki dokładnie sprawdzano też pobliski teren, by upewnić się, że w chwili wypadku skodą nie podróżowały dzieci, które mogły zostać wyrzucone z pojazdu. Dopiero po pewnym czasie zorientowano się, że osoba kierująca drugim bmw oddaliła się.
Legionowska "Gazeta Powiatowa" przypomina, że początkowo pojawiła się hipoteza, że trzeci pojazd nie był bezpośrednim uczestnikiem zdarzenia i mógł wpaść w latarnię, ponieważ kierowca próbował ominąć wypadek. Mężczyzna sam zgłosił się na policję następnego dnia rano. Agata Halicka z Komendy Powiatowej Policji w Legionowie przekazała wówczas, że w tej sprawie prowadzone będzie odrębne postępowanie. - Sytuacja z udziałem drugiego bmw i jego uderzenie w betonowy słup oraz oddalenie się kierowcy będzie rozpatrywane jako odrębne zdarzenie drogowe. Możliwe jednak, że zeznania kierowcy drugiego bmw pozwolą poznać przyczyny tragicznego wypadku, w którym śmierć poniósł 34-letni mężczyzna - przekazała policjantka "Gazecie Powiatowej".
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl