Zaczęło się od nielegalnych zgromadzeń. Potem była bójka z policją, a od 2002 roku - legalna, zorganizowana walka o sprawy rowerzystów w formule, która do szału doprowadzała kierowców. W wrześniu Warszawska Masa Krytyczna kończy comiesięczne przejazdy przez miasto.
Organizatorzy Masy już w piątek rano zapowiedzieli, że sierpniowa impreza przyniesie niespodziankę. Wyjątkowo nie chcieli podać trasy przejazdu, który miał wyruszyć – jak co miesiąc – z placu Zamkowego o 18:30.
Ale prawdziwą bombę odpalili dopiero na miejscu. Jak sami relacjonują w jednym z serwisów społecznościowych, na Polu Mokotowskim rowerzyści spotkali się pełnomocnikiem prezydent miasta ds. komunikacji rowerowej (zarazem szefem Zarządu Dróg Miejskich) Łukaszem Puchalskim.
Tam padła przełomowa deklaracja: - Warszawska Masa Krytyczna się zmienia - zamiast cyklicznych przejazdów ulicami miasta - stawia na współpracę z miastem oraz edukację rowerzystów. Sierpniowy przejazd był przedostatnim w dotychczasowej, dobrze znanej formule. Dzięki temu stał się okazją do podsumowania i określenia planów na przyszłość - piszą organizatorzy.
Na 30 września zaplanowano pożegnalny przejazd przez miasto. Kolejne już się nie odbędą, a wyjątkiem będą akcje okolicznościowe, np. Masa Powstańcza czy Masa świąteczna.
- To efekt zacieśnienia współpracy Masy z miastem. Obie strony zgadzają się, że konsekwentna realizacja "Programu Rozwoju Tras Rowerowych" spełnia podstawowy cel Masy Krytycznej - zapewni sieć spójnych, bezpiecznych i wygodnych tras rowerowych. Dużym wyzwaniem jest nadal edukacja rowerzystów i promowanie jazdy rowerem w codziennym transporcie. Dlatego, chcemy wykorzystać aktywność i doświadczenie Masy Krytycznej do wspólnych działań na tym polu. Jedną z okazji będzie akcja "Rowerowy Maj", polegająca na promowaniu dojazdów do szkoły na rowerze – zapowiadają działacze WMR.
470 kilometrów tras
Osiągnięcie porozumienia to realizacja zapowiedzi Puchalskiego, który nieco ponad rok temu, krótko po tym jak objął stanowisko szefa ZDM, proponował WMK rozmowy o zmianie formuły. Używał podobnych argumentów, jak te wypisane teraz przez organizatorów.
- Stan infrastruktury rowerowej zmienił się diametralnie. Długość sieci tras zwiększyła się kilkukrotnie i wynosi dziś około 470 km. Od 2009 r. (także dzięki staraniom samych rowerzystów) obowiązują "Standardy rowerowe" – dokument mający zapewnić wysoką jakość nowych tras (w tym m. in. asfaltową nawierzchnię, skrajnię i łagodne łuki). Nowe drogi dla rowerów powstają tam, gdzie są potrzebne, a nie – jak jeszcze kilka lat temu – tylko przy okazji innych inwestycji drogowych. Program inwestycji na najbliższe 2 lata zakłada budowę nawet 160 km nowych tras, które połączą istniejące odcinki w spójną sieć – czytamy we wspólnym oświadczeniu WMK i ZDM.
O rozważnie tych argumentów apelował w maju 2015 dziennikarz tvnwarszawa.pl Karol Kobos, który pisał, że "Masa się zużyła": - Nie namawiam organizatorów, by całkiem wycofali się ze swojej działalności, ale przeniesienie rodzinnego pikniku, jakim stała się Masa, z piątkowego popołudnia na weekend lub ograniczenie do wydarzeń takich Masa Powstańcza, organizowana w okolicy 1 sierpnia, byłoby dobrym ruchem. Szczególnie, gdyby udało się to wykorzystać jako początek kampanii promującej ideę uspokojenia ruchu w centrum Warszawy.
Wróci anarchia?
Nie wszystkim podoba się decyzja WRM. W serwisach społecznościowych nie brakuje komentarzy o tym, że Warszawa wciąż nie jest miastem przyjaznym rowerzystom a „misja” Masy daleka jest od swojego celu.
Nie brak w nich też zapowiedzi powrotu do pierwotnej formuły czyli przejazdów, które nie były uzgodnione z policją ani ratuszem. Tak działa pierwsza masa krytyczna – spontaniczne przejazdy rowerzystów z San Francisco, którzy od 1992 roku, w każdy ostatni piątek miesiąca wspólnie jeździli po mieście.
"Warszawa to nie wieś"
Tak samo było też w Warszawie. Pierwszy raz rowerzyści przejechali przez miasto w kwietniu 1998 roku. Nikt nie nazywał tego jeszcze masą krytyczną, ale przekaz był ten sam - cykliści domagali się, by ratusz zauważył ich potrzeby. Ze Starego Miasta przejechali na Świętokrzyską, gdzie - na szerokim, lecz na co dzień niemal całkowicie zastawionym samochodami chodniku - wymalowali nielegalną ścieżkę rowerową. - Chcemy, żeby miasto podjęło z nami współzawodnictwo i mamy nadzieję, że wygra - mówił wtedy jeden z organizatorów.
Uczestnicy happeningu zapowiedzieli: jeśli w ciągu miesiąca drogowcy nie wytyczą 500 metrów ścieżek, rowerzyści zablokują jedno z warszawskich rond, przez kilka godzin jeżdżąc w kółko.
Odpowiedź była zdecydowana: ścieżkę błyskawicznie usunięto, a ówczesny rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miejskich Marek Woś zapisał się w historii słynnymi słowami: "Warszawa to nie wieś, by po niej rowerem jeździć".
W 2002 roku czerwcowa, wyjątkowo liczna masa zablokowała Śródmieście i skończyła się interwencją policji, która wyłapywała rowerzystów po mieście. To wtedy organizatorzy WMK usiedli do rozmów z ratuszem i wypracowali formułę legalnej imprezy.
ZOBACZ FAKTY Z 1998 ROKU:
r
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl