- Nie rozumieliśmy do końca, co się dzieje. Czuliśmy, jak drży ziemia. Słyszący bali się, gdy było bombardowanie. Widzieliśmy ludzi, którzy się modlą. Widzieliśmy, jak trzęsą się ze strachu. Widzieliśmy, że oni się boją - wspominał jeden z żołnierzy plutonu głuchoniemych Karol Stefaniak "Kajtek" w 2007 roku w filmie dokumentalnym "Eksplozja ciszy".
W ten sposób odniósł się do wspomnień powstańców warszawskich, którzy swoich niesłyszących kolegów nazywali "nieustraszonymi", ponieważ nie bali się oni wystrzałów i wybuchów.
Karol Stefaniak w stopniu strzelca pełnił funkcje łącznika i pomagał swoim kolegom. - Pomagałem kuć ściany, zbierałem gruz, sprzątałem, gdy robiliśmy przejścia w piwnicach. Co dwie godziny zbieraliśmy się na warcie tu, na strychu w instytucie, i obserwowaliśmy okolicę - opisywał w filmie.
Wspomniany przez niego strych znajdował się w Instytucie Głuchoniemych i Ociemniałych na placu Trzech Krzyży. To właśnie z tym miejscem wiąże się historia plutonu. W 1941 roku słyszący nauczyciel wychowania fizycznego Wiesław Jabłoński założył tam komórkę konspiracyjną. Jego zastępcą i drużynowym był niesłyszący Kazimierz Włostowski ps. Igo, a instruktorem wychowawca w instytucie Edmund Malinowski ps. Mundek (słyszący).
Prowadzili oni szkolenia między innymi z posługiwania się bronią czy granatami. Głusi do wskazanych punktów dostarczali ulotki, prasę konspiracyjną, dokumenty i broń.
"Niemcy uważali, że oni nic nie rozumieją"
- Tata opowiadał, że na rękach mieli opaski z oznaczeniem, że są głusi, więc Niemcy uważali, że oni nic nie rozumieją. Nie zdawali sobie sprawy, że te osoby działały w konspiracji - powiedziała córka głuchego powstańca Krystyna Sopyło-Załoga w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Jej ojciec, Jan Sopyło pseudonim Igła, był jednym z członków plutonu.
- Igła, bo mój ojciec był krawcem. Interesował się też sportem i fotografią amatorską. Robił zdjęcia nawet w obozie - zaznaczyła córka powstańca, która w centrum Warszawy prowadzi zakład fotograficzny.
Brali udział w zdobywaniu Domu Żołnierza Niemieckiego
1 sierpnia o godzinie 17.00 nie wszyscy dotarli na miejsce zbiórki w Instytucie, ale do grupy dołączyli nowi. Drużyna liczyła około 30 powstańców, w tym dwie kobiety - sanitariuszki. Dowódcą plutonu został Jabłoński, a zastępcą Włostowski.
Organizacyjnie w czasie powstania głuchoniemi weszli w skład drugiego (1107) plutonu trzeciej kompanii kapitana "Redy", batalionu majora "Miłosza", zgrupowania podpułkownika "Sławbora" Śródmieście-Południe. W skład tego plutonu wchodzili zarówno głusi, jak i słyszący.
Pierwszym zadaniem była budowa barykady na ulicy Książęcej. Głusi brali udział m.in. w zdobyciu Domu Żołnierza Niemieckiego mieszczącego się w Gimnazjum im. Królowej Jadwigi.
Po godzinnej bitwie zajęto gmach gimnazjum, który Niemcy podpalili, a sami uciekli do budynku YMCA i na teren Sejmu. Podczas gaszenia pożaru jeden głuchy został poparzony.
- Jak leciały bomby, to wiadomo, głusi ich nie słyszeli i jak walnęło w ziemię, to osoby słyszące uciekały w jedną stronę, a głusi zupełnie w innym kierunku. I co ciekawe, sporo słyszących zginęło, a żaden z głuchych powstańców nie - powiedziała Krystyna Sopyło-Załoga. I dodała: - Koledzy pokazywali ojcu ślady po kulach w miejscu, gdzie on stał, ale jakoś miał szczęście i kula go nie trafiła. Bo przecież nie słyszał jej świstu.
Wszyscy głuchoniemi powstańcy przeżyli
Pluton 9 sierpnia 1944 roku podzielono na grupę liniową liczącą 10 ludzi i grupę pomocniczą w składzie 16 osób. Grupę liniową przydzielono odtąd do pełnienia warty w zdobytym gimnazjum, w kinie Napoleon, na ulicy Frascati, na posterunkach wokół Instytutu, w przyległych ogrodach i na Wiejskiej.
Głusi powstańcy byli uzbrojeni w kilka granatów i butelki z benzyną, a broń wydawano im na czas pełnienia warty. Służbę wartowniczą głusi pełnili najczęściej z powstańcami słyszącymi. Budowali też barykady, przejścia w piwnicach i wykonywali inne prace pomocnicze.
Po ataku 2 września niemieckich sztukasów został uszkodzony m.in. budynek YMCA, gdzie ukrywali się Niemcy, którzy wpadli w popłoch. Sytuację wykorzystali powstańcy, ruszyli do natarcia i zdobyli budynek. W ataku tym brał udział pluton głuchych.
W kolejnych dniach powstania pluton pełnił funkcje wartownicze, brał udział w wielu starciach z Niemcami. Po kapitulacji większość głuchych wyszła z Warszawy z ludnością cywilną. Do niewoli niemieckiej wzięto dziewięciu głuchych wraz ze swoim dowódcą.
Według opowiadań córki Jan Sopyło trafił do obozu Sylt na wyspie Alderney w kanale La Manche.
- Był też w Hamburgu. Opowiadał, że między innymi pracowali w fabryce i sprzątali ulice. Niemcy byli zszokowani, że do obozu jenieckiego trafili głusi żołnierze. Mieli tam szacunek, że byli głusi, a mimo to poszli walczyć - podkreśliła.
Po wyzwoleniu przez aliantów wszyscy głusi wrócili do Polski.
Córka powstańca zabiega o upamiętnienie plutonu
Krystyna Sopyło-Załoga od wielu lat zabiega o to, aby w Muzeum Powstania Warszawskiego znalazł się kącik poświęcony plutonowi głuchych.
- Na świecie ludzie wiedzą o tym, a u nas się w ogóle o tym nie mówi. To jest przykre - powiedziała.
Rzecznik Muzeum Powstania Warszawskiego Anna Kotonowicz potwierdziła, że faktycznie nie ma w muzeum miejsca specjalnie poświęconego plutonowi głuchoniemych.
Autorka/Autor: kk/ tam
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Rafał Guz/PAP