"Mam zaczynać życie od nowa? Wzięłam tylko torebkę". Relacje mieszkańców bloku w Ząbkach

Mieszkanka bloku w Ząbkach
Relacja mieszkańców po pożarze w Ząbkach
Źródło: TVN24
- Wczoraj wróciłam do mieszkania o godzinie 19.20 z synem, nagle słyszę jakiś hałas. Myślałam, że ktoś się kłócił na patio. Pytam, co się stało? Sąsiedzi mówią, że pali się, musi pani wychodzić - relacjonowała jedna z mieszkanek bloku w Ząbkach. Mieszczący ponad 200 lokali budynek spłonął wczoraj wieczorem.

Pożar bloku w Ząbkach został ugaszony w nocy, ale zniszczenia budynku są ogromne. W akcji gaśniczej brało udział około 60 zastępów Państwowej Straży Pożarnej i Ochotniczej Straży Pożarnej, łącznie około 250 osób. Nikt nie zginął, sześć osób odniosło drobne obrażenia.

"Weszłam tylko po psa"

Reporter TVN24 Paweł Łukasik przekazał po godzinie 11.30, że poszkodowani w pożarze szukają pomocy w Szkole Podstawowej numer 3, gdzie wspominają też czwartkowe wydarzenia. W najgorszej sytuacji są osoby, które mieszkały na najwyższych kondygnacjach, które spłonęły niemal doszczętnie. Ale blok musieli opuścić wszyscy.

Jedna z mieszkanek miała mieszkanie na parterze. Co robiła w ostatnich godzinach, kiedy zaczęło się palić? - Nie było mnie w domu, bo właśnie wróciłam z Warszawy i weszłam tylko po psa. Bo ten blok pierwszy już się palił, cały dach. A ten drugi blok, w którym ja mieszkam, to (...) już jedna trzecia dachu się paliła. Już był bardzo wysoki ogień - opowiadała na antenie TVN24.

"Nic nie mam"

- Mieszkałam tu, teraz nic nie mam - mówiła zapłakana kobieta mieszkająca na parterze. - Wczoraj wróciłam do mieszkania o godzinie 19.20 z synem, nagle słyszę jakiś hałas. Myślałam, że ktoś się kłócił na patio. Pytam, co się stało? Sąsiedzi mówią, że pali się, musi pani wychodzić. Mówię do syna: "szybko, Nicolas, ubieraj się". Wyleciałam, później syna zostawiłam z sąsiadką i wróciłam po parę rzeczy - relacjonowała kolejna kobieta.

Dodała, że cały dobytek został w mieszkaniu. - Nic nie mam, nic nie wzięłam dla syna, tylko jeden dres, jak wczoraj staliśmy tutaj wieczorem. Wszystko się spaliło na górze, a u mnie zalane wszystko - powiedziała.

Kobieta mówiła też, że jej syn bardzo się przejął i ją pocieszał. - Mówił: "mama, nie płacz". Ale jak tu nie płakać, jak cały dobytek tam jest - ubolewała, wskazując na spalony blok. - Co ze sobą? Tylko torebka, telefon, nic. Na razie idę do mamy, później nie wiem. Nie mam pojęcia, co później. Mam zaczynać życie od nowa? Jak rzeczy wszystkie tam, tyle pieniędzy, tyle wszystkiego - ubolewała. Z dokumentów, jakie zdążyła ze sobą zabrać to tylko dowód osobisty. Kobieta stwierdziła też, że martwi się o syna, dla którego stara się o zbiórkę ubrań.

Mieszkanka bloku w Ząbkach
Mieszkanka bloku w Ząbkach
Źródło: TVN24

- Moja noga już tu nie postanie. Ja się tak boję. Dobrze, że nie spaliśmy z synem, bo byśmy nie wyszli z tego cali - powiedziała mieszkanka.

- Taki kolega, co ma pizzerię, mówi, jak masz dziecko w domu, to zabieraj, bo palimy się - relacjonowała kolejna osoba.

Zabrała córkę z mieszkania i razem wybiegły z płonącego budynku. - My do godziny 11 (wieczorem) prawie byliśmy na dworze, bo nam też powiedzieli, żeby zabierać swoje rzeczy, żeby nie wracać - powiedziała.

Osoby pokrzywdzone proszone są o zgłaszanie się celem przesłuchania w charakterze pokrzywdzonego do najbliższych jednostek Policji, bądź do KPP Wołomin (ul. Wileńska 43 A, 05-200 Wołomin) lub KSP (ul. Nowolipie 2 00-150 Warszawa). 
Prokuratura
Czytaj także: